Zawadka Morochowska

ЗАВАДКА МОРОХІВСЬКА (pol. Zawadka Morochowska ) – do1947 r. wieś ukraińska w powiecie sanockim. W 1939 r. liczyła 280 mieszkańców: wszyscy narodowości ukraińskiej [Kubijowycz, 76].

DOKUMENTY

24 stycznia 1946 r., Sanok – Fragment raportu wywiadowczego sztabu 34 pułku dla dowódcy 8 dywizji piechoty Wojska Polskiego o boju Grupy Operacyjnej „Poraż” z oddziałem UPA we wsi Zawadka Morochowska
[…] Grupa Operacyjna „Poraż” po przeprowadzeniu akcji w rejonie Morochów (8286), gdzie zabito dwóch banderowców oraz w miejscowości Mokre (8006), gdzie zabito też dwóch banderowców, natknęła się w miejscowości Zawadka Morochowska (8084) na banderowską bandę w sile około 2000 ludzi. W wyniku stoczonej walki zabito 21 banderowców, zdobyto 1 nagan oraz zabrano dokumenty u jednego zabitego. Straty własne: 3 rannych w tym 1 ciężko, 2 moździerze 82 mm, 30 min, 2 km kabla telefonicznego, 2 wozy taborowe i 2 pary koni taborowych. Podczas akcji stwierdzono, że we wszystkich domach danej wsi są poustawiane dwupiętrowe łóżka, w stajniach zaś i w stodołach dużo koni wierzchowych. Z chwilą ukazania się wojska naszego na tamtych terenach wszyscy mężczyźni z miejscowości Morochów (8286), Mokre (8086), Czaszyn (7890), Zawadka Morochowska (8084) zostali zmobilizowani przez banderowców. Siedzibą sztabu, punktem zbornym, zaopatrzeniowym i amunicyjnym jest miejscowość Zawadka Morochowska.
O godzinie 17.30. Grupa „Poraż” powróciła do miejsca postoju Olchowce po stoczonej walce, która trwała od godziny 13. do 14. W dniu jutrzejszym zostanie wysłana grupa ta do miejscowości Zawadka Morochowska przy najprawdopodobniejszym wzmocnieniu jej ze strony stacjonujących w miejscowości Sanok wojsk Armii Czerwonej z zadaniem odbicia straconej broni i wyniszczenia znajdujących się tam band.
                                                                                              II Pomocnik P.o. Szefa Sztabu
                                                                                              Ludwikow Bereznicki ppor.

Źródło: CAW IV.521.8.9, Meldunek zwiadowczy do dowódcy 8 drezdeńskiej Krzyża Grunwaldu dywizji piechoty im. B. Głowackiego – II Oddziału z 24.01.1946 r., k. 88.

Po raz pierwszy opublikowano w: B. Huk, „Bohaterzy” Wijśka Polśkoho w Zawadci Morochiwśkij, „Nasze Słowo” 2017, nr 5, s. 9.

25 stycznia 1946 r., Sanok – Raport wywiadowczy sztabu 34 pułku dla dowódcy 8 dywizji piechoty Wojska Polskiego o operacji pułkowych grup operacyjnych we wsi Zawadka Morochowska
Na podstawie rozpoznania jakie nam przyniosła Grupa „Poraż”, która na skutek silnego oddziału banderowskiego wycofała się z miejscowości Zawadka Morochowska (8084) w dniu wczorajszym, tracąc przy tym 2 moździerze 82 mm i 30 min, 2 km kabla telefonicznego, 2 wozy taborowe i 2 pary koni taborowych, stwierdzono, że grupa banderowska licząca około 2000 ludzi, uzbrojona w wielką ilość broni maszynowej, składała się ze zmobilizowanych w ostatnich dniach mężczyzn w miejscowościach Morochów (8286), Mokre (8086), Czaszyn (7890), Zawadka Morochowska (8084). Oddział ten był zakwaterowany w miejscowości Zawadka Morochowska, gdzie w domach były dwupiętrowe łóżka, stajnie zaś i stodoły zajęte były przez konie wierzchowe, należące do band. Na podstawie fotografii i kwitów znalezionych przy jednym z zabitych stwierdzono, że miejscowość Zawadka Morochowska była siedzibą sztabu banderowskiego.
W związku z tym zostały zorganizowanе trzy współdziałające ze sobą Grupy Operacyjne w ogólnej sile 290 ludzi, które rozpoczęły akcję w wyżej wymienionym rejonie dziś o 9:00 rano. W wyniku przeprowadzonej w dniu dzisiejszym akcji stwierdzono, że banderowcy, których spotkano w dniu wczorajszym w miejscowości Zawadka Morochowska (8084), wycofali się w kierunku południowym, miejscowość Płonna (8680). W czasie tej akcji Grupa Operacyjna z 36. Komendantury WOP została ostrzelana przez uzbrojoną ludność cywilną w miejscowości Zawadka Morochowska. W wyniku powstałej walki wybuchł pożar, podczas którego dało się słyszeć silne i częste detonacje, co świadczyło, że we wsi tej była zmagazynowana broń banderowców.
W wyniku akcji prowadzonej przez Grupę Operacyjną „Bukowsko” w dniu 24 stycznia 1946 r. w miejscowości Karlików (7878) znaleziono materiał saperski oraz magazyn mundurowy w dzwonnicy koło cerkwi, zabito 5 banderowców, 1 ranny, 14 zatrzymanych, zdobyto 1 PPSz i 1 KB ucięty. Tego samego dnia odnaleziono 2 krowy pochodzące z napadu banderowców na miejscowość Nowosielce (9278). W tymże dniu podczas akcji na miejscowość Karlików zabito 30 banderowców i spalono magazyn amunicji i broni. W załączeniu przesyłam szkic operacji w dniu 25 I i drogę wycofania bandy.
                                                                                              II Pomocnik P.o. Szefa Sztabu
                                                                                              Ludwikow Bereznicki ppor.

Źródło: CAW IV.521.8.9, Meldunek zwiadowczy do dowódcy 8. drezdeńskiej Krzyża Grunwaldu dywizji piechoty im. B. Głowackiego-II Oddziału z 25.01.1946 r., k. 100.

Po raz pierwszy opublikowano w: B. Huk, „Bohaterzy” Wijśka Polśkoho w Zawadci Morochiwśkij, „Nasze Słowo” 2017, nr 5, s. 9.

3 marca 1946 r., okolice Zawadki Morochowskiej  – Fragment protokółu przesłuchania przez SB OUN dowódcy 5 kompanii 34 pp 8 dywizji WP Bronisława Kuźmy o jego udziale w mordzie na mieszkańcach Zawadki Morochowskiej

[…] Następnego dnia [29 lub 25 stycznia 1946 r. – B.H.] pułkownik Pluto wydał 2. i 3. batalionowi rozkaz spalenia Zawadki Morochowskiej. Batalion 2. poszedł na Zawadkę Morochowską, a 3. był w Mokrym na zastawie. Akcją na Zawadkę Morochowską dowodził z rozkazu pułkownika Pluto dowódca 3. batalionu kapitan Kozyra, chociaż jego batalion był w Mokrym,a nasz dowódca kapitan Gutowski został przy 3. batalionie. Do środka wsi weszły kompanie 4, 5 i 6. One paliły wieś i mordowały mieszkańców. […] Ja ze swoją kompanią paliłem i mordowałem środkową część wsi. Ja sam zastrzeliłem jednego mężczyznę-Ukraińca, lat około 40–48. Przekłułem mu brzuch, a potem przekłułem go dwa razy – on prosił się, żeby go dobić. Ja sam nikogo więcej nie zamordowałem,ale wśród nas byli tacy, którzy lubowali się tą robotą. Rżnęli dzieci,wydłubywali oczy, odżynali języki, odcinali kobietom piersi. […] Na drugi dzień nasz 2. batalion otrzymał od pułkownika Pluto pochwałę za dobre przeprowadzenie akcji.

Źródło:J. Staruch „Stiah”, Nowitni warwary. Nowi Lidice, w: Litopys UPA. Nowa seria, t. 21: Jarosław Staruch Dokumenty i materiały, red. W. Moroz, Kyiv-Toronto 2012, s. 673–674. Tłum. z j. ukraińskiego.

Tłumaczenie na język polski relacji Włodzimierza Biłasa o mordzie na Ukraińcach we wsi Zawadka Morochowska, zamieszczonej przez Stefana Migusa w tygodniku „Nasze Słowo” nr 15 z 1990 r.

 […] – Po raz pierwszy Wojsko Polskie napadło na Zawadkę Morochowską 24 stycznia 1946 r. – wspomina czternastoletni wówczas mieszkaniec wioski Wołodymyr Biłas – Żołnierze przyszli i przyjechali wozami od strony Morochowa i Mokrego. Prawie cały dzień rabowali, co im wpadło w ręce. Bili każdego, kto się nawinął. Ojciec mój zdołał uciec z koniem do lasu. Nie przed Polakami, bo – jak mu się wydawało – żył z nimi w zgodzie.Uciekał, gdyż bał się , żeby nie stracić konia…  Rankiem następnego dnia obudził mnie i krzyknął:„Bierz szybko konia i uciekaj do lasu, wojsko otacza wieś!”. Niektórzy już zdążyli uciec. Żołnierze już otoczyli wieś, widziałem ich ukrytych w krzakach,jednak nie zatrzymali mnie. Pewno myśleli, że jeszcze o nich nic nie wiemy inie chcieli się pokazać. Jadąc dalej, spotkałem grupę ludzi, wracających z lasu. Byli zamarznięci. O żołnierzach już wiedzieli, usłyszeli jeszcze ode mnie, lecz odrzucali myśl o niebezpieczeństwie – we wsi panowała cisza. Ci ludzie nie myśleli, że może się powtórzyć taki napad, jak poprzedniego dnia.Wojsko przepuściło ich. Weszli do pułapki bez przeszkód. Gdy byłem już jakieś200 metrów w głębi lasu, usłyszałem strzelaninę i krzyki od strony Zawadki.Była godzina ósma rano. Strzały i wołania o pomoc tak mnie przestraszyły, że nie wiedziałem co robić, ale koń sam zaprowadził mnie do ludzi, którzy ukrywali się w lesie. Razem ruszyliśmy jeszcze głębiej w las. Po długim marszuspotkaliśmy oddział UPA. Opowiedzieliśmy partyzantom o strzelaninie i strasznych krzykach we wsi. Dodałem, że wieś paliła się. Kilku partyzantów poszło na zwiad. Niebawem wrócili ze smutkiem na twarzach. Nie chcieli nam nic mówić, tylko coś raportowali dowódcom. Przeczuwałem najgorsze, w duszy jednak tliła się nadzieja. Tam przecież zostali rodzice, siostrzyczka,siedmiomiesięczny braciszek…

 straszny obraz – ludzie, których spotkałem w lesie, gdy wracali do Zawadki,byli martwi. Trupy leżały w całej wiosce. Leżały tam, gdzie ich dopędzili żołnierze i zakłuli bagnetami. A mordowali bagnetami wszystkich: dzieci, dorosłych,kobiety, starców. Mego tatę jako jedynego zastrzelili. Strzelali w plecy, gdy drzewo rąbał. Mamę z siedmiomiesięcznym bratem i siedmioletnią siostrzyczką dogonili na podwórzu. Mamie podcięli język, całe ciało pokłuli bagnetami.Siostrę też zakłuli bagnetem, Brata nie było nigdzie. W trakcie szukania rannych ludzie zobaczyli, że mama jakby się poruszyła. Odwrócili ją i zobaczyli pod nią mego braciszka. Był cały we krwi, ale żył. Mama uratowała mu życie,przykrywając go własnym ciałem. Sama jednak zginęła w strasznych męczarniach.

 Trudno opisać wygląd Zawadki Morochowskiej po tych napadach. Z tej rzezi uratowało się chyba z 10 osób, aponad 100 żołnierze zamordowali. Napady powtarzały się jeszcze dwukrotnie, alewówczas zabijano już tylko mężczyzn, nawet rannych.

Trudno zrozumieć to bestialstwo. Ciężko ranna Kateryna Tomasz – na jej oczach żołnierze zakłuli trójkę jej dzieci –opowiedziała partyzantom z UPA wszystko, co widziała na własne oczy i z tego powstał protokół. Powiedziała również, że żołnierzom pomagali mordować Polacy ze wsi Niebieszczany.

 Cudem uratowała się Marusia Maksym.Kiedy żołnierze wpadli do wioski i biegli w jej kierunku, ona schowała się zababcię. Zakłutą bagnetami babcię wnuczka pociągnęła na siebie, przykryła się jej ciałem. I w ten sposób przeżyła.

Wszystkimi napadami dowodził ten sam porucznik. Jeździł na białym koniu po wiosce i strzałami z pistoletu dobijał rannych. Krzyczał przy tym, że wystrzela wszystkich, jak kaczki, jeśli nie wyjedziemy do Związku Radzieckiego. Spotkałem go później w Mokrem. Kiedy go zobaczyłem, zacząłem uciekać z braciszkiem na rękach. Dobiegłem do chaty Josyfa Płatosza, który przygarnął nas, sieroty, po tej tragedii. Modliłem się w duszy: jeśli oficer znajdzie nas, to niech zabije nas obu, razem z bratem. Przypomniały mi się słowa mamy, że kiedy przyjdą zabijać, to niech zabiją wszystkich, razem z dziećmi, by zaoszczędzić im losu nieszczęsnych sierot … Oficer odnalazł nas i zorientował się, skąd jesteśmy.Powiedział, żeby nie uciekać, bo już nie zabijają. Ale jak można nie uciekać,gdy przed oczyma czternastoletniego chłopca stoi postać zabitego tatusia,zakrwawionej i zakłutej mamy i siostry…

Kto mordował mieszkańców ZawadkiMorochowskiej, nie jest tajemnicą. W tej strasznej akcji brał udział 2. batalion34. pułku Ludowego Wojska Polskiego. Pułkiem dowodził podpułkownik Stanisław Pluto. Nazwiska porucznika dowodzącego oddziałem, który mordował, nie znam, ale to chyba nie trudno ustalić. 

 Ta druga, najtragiczniejsza akcja 2.batalionu, trwała od godziny 8. do 8.30. Najstarszym z zamordowanych mieszkańców był 70-letni Andrij Maksym. Spalono go żywcem. Najmłodsza była sześciomiesięczna Kasia Izdebska. Podcięto jej gardło. Przy okazji wojsko zamordowało żołnierzy wracających z Armii Czerwonej do domu. Byli to: Iwan Biłas – 35 lat, Iwan Neczysty – 41 lat, Mychajło i Petro Izdebscy – 22 i 28lat. Ci ludzie wyzwalali od hitlerowców między innymi i Polskę. Wracali do domu, aby zginąć w czasie pokoju.

Mieszkańcy okolicznych wsi opowiadali, że wracające z Zawadki wojsko wyglądało, jakby wyszło z rzeźni.Żołnierze byli zakrwawieni, krew była na ich twarzach i rękach. Świadkowie tego morderstwa jeszcze są. Czy morderców dosięgnie sprawiedliwość ?

Fragment wspomnień Anny Babiak o mordach na Ukraińcach w Zawadce Morochowskiej dokonanym przez żołnierzy Wojsko Polskiego

            W Zawadce, mówiąc dokładnie, było 49 numerów. To była niewielka wioska. […] Nikt z Zawadki nie służył w UPA. […] Po moim powrocie z Niemiec 27 lipca 1945 r. wieś nie była jeszcze zupełnie odbudowana [po spaleniu przez żołnierzy niemieckich w 1944 r.]. My zaczęliśmy mieszkać [w swoim domu] w grudniu. Tak nam było dobrze…, lecz cóż: pomieszkaliśmy z dwa tygodnie i przyszło wojsko polskie. Trwało to pół godziny, a ile wymordowali…! Po raz pierwszy miało to miejsce 24 stycznia [1946 r.].

            Było to rano, gdzieś godzina dziewiąta. Mama, siostra i ja uciekłyśmy. Wzięliśmy pierzynę, zrzuciliśmy ją z brzegu na dno potoku, a sami poszliśmy do sąsiadów Neczystych do piwnicy, bo ich dom jeszcze nie był dobudowany. Tam schowa się także sąsiad. Przyszło wojsko. Znalazło nas i bijąc kolbami mówiło: „Wychodźcie, wychodźcie!”. Zabrali mężczyzn od Neczystych. Zabili jednego, zbili drugiego, dwóch braci: Andrija i Iwana. […] My, kobiety, miałyśmy to szczęście, że nasz koniec był od Mokrego, nasz dom miał numer 10, a oni w mordowaniu ludzi do końca nie doszli. Neczystych gnali dalej do wsi, gdzie szli ci mordercy i mordowali. Prowadzili nas razem. Pchaliśmy się pod most, aby się schować; przyprowadzili także mężczyzn: Cyhanyka Waśkę, Hryniwa Mychajła, Hryniwa Petra, Józka Tomasziwa. I tych czterech zaraz po drugiej stronie potoku zabili, u Neczystych, po tamtej stronie. Cyhanyka zranili w rękę, upadł, ale przeżył, jednak niedługo zmarł od zakażenia.

            Mnie wojskowy wyciągnął, prowadzi pod karabinem, także mamę i siostrę. I już chce we mnie strzelać, ale podleciał drugi i mówi: „Co ty robisz!? Takie dziewczęta będziesz strzelał?!”. I odepchnął lufę– kula wyleciała, ale poszła w bok.

            Babcia trzymał jedno dziecko zawinięte pod płachtą. Babcię zastrzelili, a dziecko zostało. A jej brata i siostrę zabili, matkę, dziadka i dziadkowego brata. Oni pisali się Maksym. Ojciec tej dziewczynki dokądś uciekła, a dziecko leżało pod babcią. Gdy wojsko odeszło, dziewczynka wstała. Babcia była nieżywa, już robiła się ciężka. Ojciec wrócił, wyjechali potem na Ukrainę.

            Po tym, jak Niemcy spalili wieś, to kowal Neczysty mieszkał w kuźni. Miał coś z 6 dzieci. Jego bratowa z córką i siostrą też siedziała w tej kuźni. I gdy teraz przyszło wojsko i wrzuciło granat, to, to wszyscy zostali zamordowani. Zostało jedno dziecko, Jurko, i 10-letni Andrij. Neczystemu oderwało rękę, wszyscy inni zabici, kuźnia się zapaliła. […]

            Jedno dziecko przymarzło do ziemi. Był to Mykoła Biłas. Wojsko przeszło na Mokre, ludzie po południu wyszli zobaczyć, co się stało we wsi. Zachodzą na podwórze, a tam matka leży i słychać głos dziecka. Znak życia. Przychodzą, chcą je podnieść, a ono przymarzło, nie daje się wziąć. Wrócijego starszy brat z potoku z krową i koniem, ale co zrobi – płacze. […]

            To  był styczeń, mróz. Po odejściu wojska ludzie pozamarzali, martwi zrobili się tacy, jakby byli z drewna. Ładowano ich na sanie i zwożono do wspólnego dołu, a jeśli ktoś miał rodzinę, to chowano go na tym samym cmentarzu koło rodziny. Maksymowa Kaśka leży w samym kącie, pod pochyloną brzozą, jak i mój brat.

            Licząc od tej pochylonej brzozy i licząc od dołu, tam leżą ci, którzy zostali zamordowani za drugim razem: Teodor Biłas, Jakytm Szurkała, Dybyk Iwan, Mychajło Neczysty (Dziadiw) bez ręki, nasz stryjek, Fyśko Machluch, co wrócił z Niemiec z drugą żoną, Iwan Biłas (Hnatkiw), co wrócił  z ruskiego wojska (został zamordowany paskudnie: uderzyli go kolbą tak, że czaszka odpadła i poleciała do potoku, cała krew zeszła z niego w potoku) i inni – Mykołaj Maszluch, Teodor Maszluch, Iwan Maszluch, Stefan Kozłyk, a dalej leżą Kateryna, Marija i Anna Neczyste. Matka została zabita, córki leżały po jednej i drugiej stronie. Matka trzymała na piersiach ikonę, ochraniała się ikoną […]. Pozabijali ich na kupie gnoju, strzelili przez obraz, przez Matkę Boską.

            Brat był w domu, jak przyszedł wojskowy, pod kuchnią się paliło, wziął słomy i zapalił dom. Brat prosił, żeby nie palić, ale ten mówi: „Ja mam rozkaz”. Brat wyniósł jeszcze z domu łóżko, stół i szafkę na naczynia. Postawił to koło takiego przepustu koło gnojarni, a za chwilę przyszli następni dwaj wojskowi, zabili go czy co i mówią: „O, k…, mać, już go nie ma”. […]

            W nocy przed napadem spaliśmy w szopie koło domu. Przyszła jeszcze sąsiadka z narzeczonym i tak sobie rozmawialiśmy o wydarzeniach w naszej Zawadce. […] Nad ranem brat poszedł poprawiać blachę, jak przybiega sąsiad i krzyczy, żeby brat uciekał, bo idzie wojsko. I brat poszedł, zachodząc po drodze do Kyrłejzy, z kuzynem i bratem Bończaka. Potem brat Bończaka uciekał na Dolinę, do księdzowego lasu, a brat z kuzynem poszedł dalej. My zaś siedzieliśmy pod skałą. Potok płynął, ale był tak zamarznięty! Stoimy nogami w potoku, ja i mama chowaliśmy się między krami. A moja siostra uciekła brzegiem lasu, strzelali za nią i strzelali… Maszluczka niosła pierzynę na plecach i z tą pierzyną uciekła, a siostra nie miała niczego. Strzelali za obiema, ale one to tu, to tam, i kula ich nie złapała. My pod tą skałą, [żołnierze] chodzili ponad nami, ale nas nie wiedzieli. Razem z nami była taka Kopka z dziećmi, miała ich z sześcioro, i te dzieci też stały w zimnej wodzie i były tak cicho, że nawet nie mruknęły. Jedno miało, ja wiem, może z dwa lata, a takie ciche było, że nawet nie oddychało… I my ocaleliśmy.

            A ten Bończaka brat leci i mówi: „Wasz brat już nie żyje! Władek Dobriański też nie żyje!”. Mama zaczęła mdleć. Odczuwała wszystko, jak tylko przed tym pierwsza kula wystrzeliła, mama odczuła ten strzał w swoim sercu, i już ginęła i mdlała. I tu Bończak przychodzi…

            Wyszłyśmy obydwie. Doszliśmy, poznałyśmy, ale nie po twarzy, a ubraniu. Kuzyn już był zimny, a brat ciepły. Twarz z przodu mu się zapadła, a po bokach wszystko poszło na uszy. Dostał kulę rozrywającą w twarz, a potem kulę w serce. […]

            Po tym mordzie człowiek już w ogóle nie myślał o życiu, to z tego strachu, z tego bólu, z tego żalu. Człowiek był kamienny, drewniany, nie czuło się, że się żyje. Nie czuło się ani ciepła, ani zimna. Nic już nie było można, człowiek był glina nie glina, drewno nie drewno,  nie wiedział, czy żyje, czy w ogóle nie żyje, czy chce mu się jeść, czy zamarzł. Utraciliśmy pamięć o sobie, nie mogliśmy się opamiętać. Ludzie nie wiedzieli, dokąd idą, c robią, dzieci płakały, a ludzie nie wiedzieli, czy dać im jeść, co z nimi począć. Wszystko nie żyło, wszystko zostało zamordowane, jedzenie zabrane, ubranie zabrane…[…]      

Źródło: Spohad Anny Babiak (diwocze prizwyszcze Dobriańska) narodżenoji 1927 roku w Zawadci Morochiwśkij Sianićkoho powitu, w: 1947 Propamiatna Knyha, pod red. B. Huka, Warszawa 1997, s. 224–227.

* * *

25 stycznia 1946 r. II batalion (dowodzony tego dnia przez kapitana Kozyrę) 34 pułku Wojska Polskiego (dowódca ppłk Stanisław Pluto) o godz. 8 rano zajął ukraińską wieś Zawadka Morochowska. Akcja trwała pół godziny. Listę ofiar (niepełną) podajemy za: Annały Świtowoji Federaciji Łemkiw nr 2,Camillus (USA) 1975, s. 168–172. [Wykaz ułożony wg rodzin].

Biłas Kateryna (około 60 lat), Biłas Pełahija (około 50 lat), Biłas Ewa (36 lata) Biłas Teodor (65 lat), Biłas Iwan (46 lata) Biłas Marija (38 lata) Biłas Sofija (7 lat), Biłas Katarzyna, Bonczak Osyp, Bonczak Marija (żona) Bonczak Kateryna (córka), Bonczak Dmytro (50 lat) Bonczak Iwan (brat), Cyhanyk Wasyl, Cyhanyk Kateryna (matka), Cyhanyk Iwan, Dobriański Mykoła, Dudyńczak Anastasja (40 lat), Dudyńczak Osyp (40 lat), Hrynio Iwan,

Izdebska Ewa, Izdebska Kateryna (6 miesięcy) Izdebski Mychajło Izdebski Petro (brat),Izdebski Nestor, Kłemczyk Anna, Klemczyk Dmytro, Kozłyk Kateryna, Kozłyk Anna,Kozłyk Ewa, Kyryłejza Marija (41 lata, ur. w USA) Kyryłejza Anna (córka, 16 lat) Kyryłejza Kateryna (córka 15 lat), Kyryłejza Kateryna, Kyryłejza Jaroslaw (syn ), Kyryłejza Petro (brat), Maksym Andrij (70 lat), Maksym Marija (żona),Maksym Anastasija (synowa), Maksym Stepan (10 lat), Maksym Kateryna (4 lata), Maksym Anna (1 rok), Neczysta Anna, Neczysta Kateryna (córka, 20 lat), Neczysty Mychajło (ranny), Neczysta Kateryna (żona), Neczysta Sofija (córka, 8 lat), Neczysta Marija (córka, 6 lat), Neczysty Taras (3 lata), Neczysta Mahdałyna (17 lat), Neczysty Andrij, Neczysty Iwan, Tomasz Kateryna, Tomasz Marija(córka), Tomasz Anna (córka), Tomasz Stepan (syn)

Ofiary Wojska Polskiego z akcji w dniu 28 marca 1946 r.:

Biłas Iwan (36 lata), Biłas Teodor (40lat), Dobrianski Wasyl (35 lat), Kyryłejza Dmytro (48 lat), Kłemczyk Mychajło (28 lat), Kozłyk Stepan (18 lat), Maśluh Iwan (46 lat), Maśluch Mykoła (26lat), Maśluch Teodor (26 lat), Neczysty Mychajło (38 lat), Szurkało Jakym (40lat).

Ofiary Wojska Polskiego akcji w dniu 13 kwietnia 1946 r.:

Bonczyk Wołodymyr (18 lat), Dobriański Wołodymyr (15 lat), Dobriański Iwan (22 lata), Kyryłejza Iwan (42 lata), Maśluch Orest (27 lat), Neczysty Siańko (3 lata).W Zawadce Morochowskiej, w: M. Siwicki, Dzieje konfliktów polsko-ukraińskich, t. III, Warszawa 1994, s. 315–319.Z

 1946 luty 1,m.p. [Sanockie] – Tłumaczenie na język polski sprawozdania informacyjnego „Stepowej” dotyczącego mordów Wojska Polskiego na ukraińskich mieszkańcach wsi Zawadka Morochowska

We wsi Zawadka Morochowska nasz oddział stoczył walkę z bandytami rabującymi wieś. Złoczyńcy zostawili wszystko – moździerze,furmanki z mieniem i amunicją, uciekli w kierunku polskiej wioski Niebieszczany. Następnego dnia zebrali większe siły na czele z sowieckimi oficerami stacjonującymi w sąsiednich wsiach, wpadli do wsi i zamordowali 66osób oraz spalili prawie wszystkie chałupy. Ofiarami mordu były głównie dzieci poniżej roku, a nawet pół roku, kobiety i starcy. Mężczyźni przeważnie ratowali się ucieczką do lasu. Wśród 66 trupów było tylko 4 mężczyzn, których zastrzelono podczas ucieczki z chaty. Inni byli pobici kolbami, pokłuci bagnetami, porżnięci nożami i spaleni (6 lub 7 osób). Widok był okropny. Na pogorzeliskach, w ogrodach, podwórkach i na drodze leżało po 3–4 dzieci w wieku od pół roku do 5–6 lat z rozprutymi brzuchami, podciętymi gardłami, niektóre miały po kilka dziur od bagnetów na plecach, piersiach lub głowach. Całe rodziny, złożone z 6–7 osób, leżały zamordowane, zabito ludzi na drodze, przy pracy (jednego zabito przy rąbaniu drzewa, z siekierą w ręku). Młode dziewczyny miały odcięte piersi, porżnięte nogi. Prawie wszystkie ciała były sine od uderzeń kolb, głównie na twarzach i rękach. Ręce dorosłych ofiar były pokaleczone jakby drutem kolczastym lub czymś podobnym, krew tryskająca z żył już na nich zakrzepła. Ciało jednego starca miło bardzo dziwną pozycję –klęcząca postać z twarzą zwróconą do góry. Prawdopodobnie śmierć dosięgła go podczas modlitwy. Miał plecy przebite bagnetem, ciało było spalone. Trupy były tak spalone, że ledwie można było rozpoznać kształt głowy i poszczególnych części ciała. Cztery osoby były ciężko ranne. Jedna zmarła w ciągu pół doby,reszta leżała w jakichś budach i ocalałych chatach. Gdzieniegdzie z rodziny zostało tylko jedno dziecko, staruszek lub staruszka. Jak widma błąkały się one po zgliszczach, bezustannie oglądając ciała najbliższych istot i łamiąc ręce z rozpaczy. To tu, to tam rozlegał się rozdzierający duszę szloch. […]

Sanockie w styczniu 1946,w: M. Siwicki, Dzieje konfliktówpolsko-ukraińskich, t. III, Warszawa 1994, s. 321–323.

HISTORIA

Wojsko Polskie w maju 1947 r. w ramach deportacji o kryptonimie „Wisła” wygnało ze wsi 15 obywateli RP narodowości ukraińskiej [Akcja „Wisła” 2013, 1050].

KOMENTARZE

DZIEDZICTWO UKRAIŃSKIEJ KULTURY MATERIALNEJ

Wyniki monitoringu z lata 2005 roku.

CMENTARZ

UPAMIĘTNIENIE OFIAR MORDÓW WOJSKA POLSKIEGO

no images were found

BIBLIOGRAFIA