Lubliniec Nowy

НОВИЙ ЛЮБЛИНЕЦЬ (pol. Lubliniec Nowy) – do 1947 r. wieś ukraińska w powiecie lubaczowskim. W 1939 r. liczyła 2610 mieszkańców: 1450 Ukraińców, 80 Polaków, 20 rzymskich katolików posługujących się językiem ukraińskim, 60 Żydów [Kubijowycz, 46].

HISTORIA

W Lublińcu Nowym 16 czerwca 1864 r. urodził się Iwan Pyłypeć, komendant powiatowy Ukraińskiej Żandarmerii Państwowej w Trembowli w latach 1918-1919. Zmarł 8 czerwca 1936 r., pochowany w Skałacie [Litopys Czerwonoji Kałyny 1938, nr. 9, s. 23; fotografia].

DOKUMENTY

grudzień 1945 r. [?], [m.p.] – Fragment sprawozdania nieznanego referenta z Okręgu II Kraju Zakerzońskiego o mordach na Ukraińcach w Lublińcu Nowym

[…]

3 października 1944 r. polscy bandyci zamordowali Denekę Hryhorija – lat 15. […]

10 października 1944 r. MO z posterunków w powiecie lubaczowskim w ilości około 150 osób przeprowadzili akcję terrorystyczną na wieś. Podczas obławy zaaresztowali następujących mężczyzn:

  1. Biły Stepan – lat życia 35;
  2. Bohucki Hryhorij – 35;
  3. Wankewycz Olko – 32;
  4. Walnycki Ołeksa – 42;
  5. Wankewycz Petro – 43;
  6. Wojtko Hryhorij – 46;
  7. Hul Andrij – 41;
  8. Diżyn Wasyl – 34;
  9. Hryćko Andrij – 33;
  10. Hryćko Iwan – 28;
  11. Hryćko Ilko – 43;
  12. Hryćko Mychajło – 36;
  13. Deneka Hryhorij – lat życia 46;
  14. Deneka Iwan;
  15. Zinkewycz Andrij – 35;
  16. Zinkewyz Iwan – 35;
  17. Zoła Ilko – 42;
  18. Karpiński Iwan – 39;
  19. Karpiński Teodor – 34;
  20. Kurdupel Stepan – 33;
  21. Kaługin Hryhorij – 20;
  22. Oblisnyj Mychajo – 38;
  23. Paraluk Iwan – 19;
  24. Riwczak Mychajo – 30;
  25. Synaszko Mychajo – 46;
  26. Fil Stepan – 48;
  27. Chomiak Hryhorij – 40;
  28. Czaban Iwan – 45 (sołtys);
  29. Szeremet Hryhorij – 40;
  30. Jarema Iwan – 40.

Aresztantów odstawili do wsi Ruda Różaniecka, gdzie prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy rozstrzelali (do dziś pomimo wielkich wysiłków nie udało się ustalić, co się z nimi stało, i o żadnym z nich nie ma jakiejkolwiek informacji). Wymienieni mężczyźni zostali zabrani w związku z tym, że w lesie między Lublińcem Starym a Rudą Różaniecką przepadło 4 leśniczych Polaków. […]

2 lutego 1945 r. nieznani polscy bandyci zamordowali wieśniaka Kaczora Iwana – lat 50.

[12 lutego 1945 r. MO z Niemstowa zamordowała wieśniaka Kota Iwana – lat 48.]

27 lutego 1945 r. ciż sami bandyci zamordowali Artymowycz Mychajła – lat 25. […]

7 lutego 1945 r. WB zamordowało Kaczmaryk Ewę – lat 20, która uciekała ze swoim majątkiem przed czerwonymi bandytami.        

15 marca 1945 r. polska bojówka zamordowała następujące osoby:

  1. Deneka Marija – lat 19;
  2. Stupak Dmytro – 35. […]

W drodze powrotnej do Cieszanowa spotkali 2 gospodarzy, których zastrzelali:

  1. Kozij Iwan – lat 35;
  2. Kołeha Iwan – lat 42.

23 marca 1945 r. WP i MO z powiatu lubaczowskiego przeprowadziły akcję terrorystyczną na wsie Nowy i Stary Lubliniec. Podczas akcji w Nowym Lublińcu zamordowali następujących ludzi:

  1. Biły Hryhorij – lat życia 46;
  2. Biły Iwan – 48;
  3. Biły Mychajło – 45;
  4. Bumbar Iwan – lat życia 50;
  5. Wankewycz Ilko – 30;
  6. Hinka Josafat – 35;
  7. Deneka Mychajło – 19;
  8. Zinkewycz Andrij – 53;
  9. Zinkewycz Mykoła – 52;
  10. Zinkewycz Mychajło – 55;
  11. Karminecki Dmytro – 45;
  12. Karminecki Iwan – 45;
  13. Kaczor Andrij – 45;
  14. Kit Andrij – 54;
  15. Kita Wasyl – 47;
  16. Kit Mychajło – 19;
  17. Komar Hryhorij – 55;
  18. Komar Mykoła – 32;
  19. Komar Mychajło – 65;
  20. Krunys Iwan – 31;
  21. Krućko Dmytro – 61;
  22. Kuszczak Iwan – 38;
  23. Kuszczak Ilko – 42;
  24. Komar Ołeksa – 83;
  25. Łewkowycz Iwan – 57;
  26. Mazurok Stepan – 39;
  27. Melnyk Stepan – 35;
  28. Mytko Teodor – 35;
  29. Panasyk Iwan – 45;
  30. Paszko Iwan – 17;
  31. Paszko Mychajło – 30;
  32. Paraluk Stepan – 39;
  33. Pecio Mychajło – 33;
  34. Rawski Iwan – 73;
  35. S[…] Teodor – 42;
  36. Taraban Kost’ – 39;
  37. Fil Stepan – 30.

[…]

W akcji brali udział także okoliczni Polacy, idąc z wojskiem i rabując. […]

27 marca 1945 r. WP zamordowało Waplak Nastię – lat 78; […]

            Razem: 76 zamordowanych, 73 mężczyzn, 3 kobiety […].

Źródło: Informacija pro ukrajinśki seła ta kich meszkanciw, szczo postradały w rezultati polśkych napadiw, w: Polśko-ukrajinśki stosunky w 1942–1947 rr. u dokumentach OUN ta UPA, red. W. Wiatrowycz, t. 2, Lwiw 2011, s. 932, 943–945. Tłumaczenie z języka ukraińskiego.

Fragment sprawozdania „Wisti z terenu” z 18 kwietnia 1945 r.
[…] marca 1945 r. Polska milicja i szturmówka (ok. 300 osób) obrabowały wsie Lubliniec Nowy i Stary, spaliły je (w ok. 80%) i zabiły 66 osób, w tym 4 kobiety. […]
Źródło: Wytiah iz „Wistej z terenu” pro antyukrajinśki akciji polakiw na Hrubesziwszczyni w berezni1945 r. w: Polśko-ukrajinśki stosunky w 1942–1947 rr. u dokumentach OUN ta UPA, red. W. Wiatrowycz, t. 2, Lwiw 2011, s. 860. Tłumaczenie z języka ukraińskiego.

Fragment meldunku bojowego nr 0314 dowództwa 8 pułku piechoty WP z 14 listopada 1945 roku o zabiciu NN Ukraińca z Lublińca

W dniu dzisiejszym 2/8 i 3/8 pp wysiedliły z miejscowości Lubliniec Nowy i Stary oraz przysiółków Dąbrówka, Żary, Ostrówki około 600 rodzin ukraińskich. W pochodzie naszych oddziałów z Lublińca ludność miejscowa pod przewodnictwem księdza uciekła wraz z majątkiem do lasu. Dowódca 2. batalionu porucznik Szczudłowski otworzył ogień z moździerzy, chcąc im przeszkodzić w ucieczce do lasu. Jedna mina trafiła w furmankę, zabijając mężczyznę.

Źródło: Widhomin trahedij, opr. M. Pańków, „NS” 2005, nr 28, s. 9.

WSPOMNIENIA

Fragment listu Paraskewii Borowiec do nieznanego adresata o mordach na Ukraińcach w Lublińcu Nowym dokonanym przez żołnierzy Wojska Polskiego

            […] Byłam świadkiem naocznym wydarzeń, które miały miejsce w mojej wsi Lubliniec Nowy i Lubliniec Stary w powiecie Lubaczów. […]

            Po odejściu bolszewickich wojsk bandy polskie tak długo hulały po wsi, dopóki nie zabrały ukraińskiemu wieśniakowi ostatniego ubrania. Bili ludzi do krwi i ze śpiewem pozostawiali skrwawiony Lubliniec Nowy.

            Drugą akcję na Lubliniec Nowy i Lubliniec Stary Polacy przeprowadzili w marcu 1945 r., dnia nie pamiętam. Banda polska w straszny sposób rozhulała się po wsi, zabierając bydło, konie i wszystko, co pozostało po poprzednim rabunku. W straszny sposób zabijali naszych niewinnych ludzi, pozostawili po sobie kilka trupów. Nie mogę zapamiętać wszystkich. W pamięci pozostali mi zabici Dmytro Stupak, Marija Deneka. Dwóch mężczyzn zabrali z końmi i zrabowanym dobrem. Nie wrócili oni żywi, pozabijali ich w lesie pod Cieszanowem. Pamiętam, że był to Iwan Kozij i jeden z Lublińca Starego, którego imienia nie pamiętam, wiem, że przezywano go Kolega.

            Jedna polska banda zaszła do Stefana Deneki, który mieszkał koło młyna. Kazali wszystkim w domu klęknąć na ziemi i strzelali do nich, jak do zajęcy. Jedna córka zginęła od razu po strzale, druga córka i ojciec zostali ranieni, leżeli w męce na podłodze, a stara matka, leżąc na piecu, patrzyła na te straszne męki męża i córek. Wśród tych polskich bandytów była jedna kobieta-Polka, która razem z mężczyznami brała udział w bandytyzmie, zauważyła ruszające się ciała, wzięła rewolwer i z lubością zaczęła strzelać do bezbronnych trupów, lecz bandyci-Polacy zabronili jej strzelać do nieprzytomnych ludzi.[…] Odchodząc, polscy bandyci powiedzieli, że za tydzień będą znowu i będzie setka waszych trupów. Zrobili to, co obiecali. W dniach 21 do 24 marca 1945 r. przyjechało polskie wojsko bolszewickie do Lublińca Nowego i Starego na krwawy taniec.

            […] Gdy przekonałam się, że mój syn [Dmytro] ukrył się [w lesie], biegłam, gdzie mogłam i zawiadamiałam, że Lachy będą we wsi urządzać krwawe wesele. My, wszyscy sąsiedzi, zbiegliśmy się do jednego domu i zaczęliśmy głośno się modlić. Po kilku minutach już słuchać było strzały i już paliły się domy i cała wiejska zabudowa. Do napotkanych na powierzchni ziemi  mężczyzn strzelają, jak do zajęcy na polowaniu. Polscy wojacy latają, jak wściekłe psy, kogo zobaczą na zewnątrz, do tego strzelają, palą wszystkie budynki we wsi, pokazując polską kulturę palenia i zabijania niewinnych bezbronnych ludzi. Działała już Ukraińska Powstańcza Armia, ale nie mogła postawić się tak silnemu polskiemu wojsku. […]

Źródło: Odpis, maszynopis. Archiwum B. Huka. P. Borowiec, b.m, b.d. Tłumaczenie z języka ukraińskiego.

Fragment listu nieznanej autorki do nieznanego adresata o mordzie na Ukraińcach w Lublińcach dokonanym przez żołnierzy Wojska Polskiego

            Drogi braciszku, w tych latach przyszło nam wiele przeżyć wśród naszych sąsiadów takich jak Huta, Ruda, Folwarki, a takich wsi było tu więcej. Doznaliśmy tego w dzień i w nocy. Jednego razu, było to w Wielkim Poście w 1945 r., okrążyli nasze obydwie wsie. Ludzi nigdzie nie wypuszczali. Miejsca nie mieli, aby się schować, przeważnie mężczyźni, to poszli do cerkwi. Nasz tato był wtedy pałamarzem i był w tym czasie w cerkwi. Jak Polacy zobaczyli, że chłopi poszli do cerkwi, wszystkich wyprowadzili stamtąd i zaprowadzili za plebanię, gdzie skończyło się ich życie. Razem z nimi za starą kuchnią na tyczkach od grochu leżał mój ojciec. Był jak żywy, tylko że do nas nie mówił. Wzięliśmy taczki, położyliśmy go jak jakieś drewno, ale nie było gdzie go położyć, bo dom dopalał się, więc zawieźliśmy go do Buraczka i tam leżeli obydwaj z Buraczkiem, a my sami kopaliśmy doły dla swoich rodzonych ojców. Tylko do jednego dołu złożyliśmy 32 osoby, wśród nich naszego ojca i ojca twojej żony. […]

Źródło: Archiwum B. Huka. Odpis, maszynopis. [Doroheńkyj bratczyku], b.m, b.d. Tłumaczenie z języka ukraińskiego.

Fragment wspomnień Ahafiji Hryćko o mordach na Ukraińcach w Lublińcu Nowym dokonanym przez formacje zbrojne Rzeczpospolitej Polskiej

            […] Milicja z Cieszanowa i Polacy z Rudy [Różanieckiej] 10października 19rr r. zabrali z pól i wsi 33 mężczyzn […]. Gnali ich na Kosopudy, potem na Doliny i na Rudę. Po drodze wzięli z przysiółka Żary Szeremetę i Wankewycza. Wpadł im w ręce także sołtys ze Starego Lublińca, udający się na sesję do Cieszanowa. Żony tych mężczyzn w żaden sposób nie mogły dowiedzieć się, co się z nimi stało. Wprawdzie następnego dnia z rana słychać było strzały, ale nikt nie wierzył, że to ich zastrzelili, nikt nie mógł przypuścić, że mogło dojść do takiego strasznego mordu. […]

            Wkrótce po [boju na Boże Narodzenie w 1944 r. na] Tepyłach został zabity Stupak. Przyjechała milicja z Cieszanowa, zastała go w domu i zastrzeliła. U jego sąsiadów, Dejneków, jedną dziewczynę zastrzelili, drugą zabili. […]

            W czasie największego napadu na obydwa Lublińce cała nasza rodzina była w domu. […] Z samego rana patrzymy: u naszego sąsiada Melka Kota jest wojsko. Każą mu odejść pod płot. On idzie, oni strzelają i on pada na płot. Aż wtedy tato krzyknął do mamy: „Jewka, schowaj mnie gdzieś!”. „Gdzież ja was chowam?” – rozejrzała się i pokazała strych. Wyszli tam oboje i stanęli za kominem. Przyszło ich trzech, zaczęli wszędzie szperać. „Gdzie jest mąż?”. „Nie ma, to nie ma”. Mimo to poleźli na strych, ściągnęli [mamę i ojca] ze strychu i wyprowadzili na podwórze. My wszyscy krzyczymy, uczepiliśmy się ojca i nie chcemy puścić, ale gdzie tam – wszystkich nas odrzucili. Wyprowadzili także stryjka z domu. Modlił się. Tacie kazali iść do furtki na drogę, a stryjkowi do stodoły. Puścili serię w stryjka – stryjek upadł. Miał 17 dziur w kożuchu. A tatę jeszcze zapytali: „Za co, stary, giniesz?”. Tato odpowiada: „Za wiarę, za Ukrainę”. I dostał serię w tej furtce, upadł. Wyrwaliśmy się żołnierzom, ale tato już nie żył. Milicjant jeszcze ściągnął z niego buty i wybił nimi wszystkie okna. Inna zabrali się do palenia. Zapalili pierzyny i sienniki, a mama i starsza siostra gasiły. Wnieśliśmy ciało tata do domu. Mam powiedziała, że nie da ciała spalić. […]

            Jedna najpierw zabijali, a drudzy szli i palili. Dużo ludzi zabili koło cerkwi. Zabili około 36 osób w naszej wsi i tyleż w Lublińcu Starym. Co się dało, to zrabowali, naspędzali sobie krów, kur. W Starym  Lublińcu zabijali nawet młodych, a u nas z młodych zginął tylko 17-letni  Kit Mychajło. Zginął też jego ojciec, który mieszkał koło mleczarni. […] To było piekło na ziemi. […] Nie poszli szukać do lasu partyzantów, a szli do domów, aby zabijać niewinnych ludzi. […]

Źródło: Spohad Ahafiji Hryćko (diwocze prizwyszcze Komar) narodżenoji 1929 roku, w: 1947 Propamiatna Knyha, pod red. B. Huka, Warszawa 1997, s. 376–378.

Fragment listu przesiedleńca z Lublińca Nowego Petra Kozija do nieznanego adresata o mordzie na Ukraińcach w Lublińcu Nowym dokonanym przez żołnierzy Wojska Polskiego

            […] Twój ojciec, jak i ojciec twojej żony nie żyją, zostali zabici przez terror w dniu 23 marca 1945 r. Tego pamiętnego dnia Lubliniec przeszedł przez straszny sąd. Mężczyźni, kto mógł, ten się ukrył, a kto nie, tego w tym dniu śmierć kosiła, jak snopy. Ofiarą wroga padło 35 mężczyzn. Strzelali gdzie popadło, jak głowa to głowa, plecy to plecy, nogi to nogi. Padli wtedy przeważnie ludzie starsi, bo młodzież nie była głupia, Bóg dał jej kryjówki naturalne, dał jej Koman za Tepyłami, dal Jałynkę, [las] rudniański, ordynacki i inne. Dopiero na wieczór młodzi wracali, już z Tepył widząc, jak płonął nasz błogosławiony Lubliniec niszczony przez wroga.

            Twój biedny ojciec leżał koło cerkwi w ogrodzie księżowskim. Dmytra nie było, więc mój zmarły ojciec, twoja mama i Marijka przynieśliśmy go, obmyliśmy na naszym pagórku, bo wasz dom był spalony. Wszystko nasze stało, bo ojciec ciągle ugasił. Siedem razy strzelali do ojca a karabinu maszynowego i nic mu nie zrobili. Cztery razy podpalali naszą gospodarkę, ale ojciec za każdym razem gasił. Wieczorem, już po akcji, przyszedł Dmytro, ale nie zastał już ojca wśród żywych. Jeszcze tym czarnym koniem zawiózł ojca wieczorem na cmentarz do trupiarni.

            W domu byliśmy do rana, a raniutko każdy poszedł swoją drogą. Pozostały same dzieci i stare baby. Nie mieliśmy nawet czym wykopać mogiły, ale dziewczęta wykopały wielką mogiłę i w następny wieczór pochowaliśmy wszystkich 35 w jednym dole. Z Tepył przyszedł także ksiądz, odprawił panachydę i usypano na nich mogiłę. […]

            Ojciec Twojej żony Bumbar był w tym czasie  u Kiczuły w domu, bo to jakoby jakaś rodzina, i też został zabity w tym samym dniu, co i Twój ojciec, tyle że widziałem Bumbara zabitego, a Twojego ojca nie, bo mnie nie było. Gdy na wieczór przyszedłem, to ojciec Twój już był na cmentarzu, a Bumbar jeszcze leżał za Kiczułą w ogrodach. Leżał twarzą do ziemi. Dostał kulę za uszami, wyszła nad okiem, a także serię kul z automatu w plecy. Miał buty, spodnie i zieloną kurtkę wojskową na sobie i tak został pochowany. Nie było w co go przebrać, bo jedno się spaliło, a drugie zrabowano. Myśleliśmy, że nastąpił koniec świata i nasz naród zniknie z oblicza ziemi.

            Oj, Wasylu, gdybyś przyjechał i spojrzał na swoją wieś, nie poznałbyś jej, bo tak jest zniszczona. A ilu ludzie brakuje! Rok 1945 zabrał nam ponad 305 osób. Rok 1946 zabrał tylko 149 osób, a resztę rozproszyli po świecie. Z naszych sąsiadów nie ma Morozowego Ilka, Bakuma Ilka, Bodnarowego Safata, stargo Bewkiwa i Stefana, od nas dwóch Buraczków, Iwana Karpińskiego, Kurylikowego Hrycia, Rebizanta, Sycza, Bihunowego Wasyla, Kiczuliw Andrija, dwóch Karpyczów, a i innych nawet pisać nie chcę, tyko o naszych sąsiadach. Jednem słowem u nas jest jedna mogiła i ruina, zgliszcza spopielonych domów. Przeżyliśmy są, a co jeszcze przeżyjemy, jeden Bóg wie. Po tej akcji w całej naszej wsi zostały tylko 3 krowy i 7 koni, resztą została zrabowana.

Źródło: Odpis, maszynopis. Archiwum B. Huka. Petro Kozij, [Dorohyj suside Wasylu!], Budy 1 lutego 1948 r. Tłumaczenie z języka ukraińskiego.

Fragment listu przesiedlenki Mariji Sanajko z Lublińca Nowego do nieznanego adresata o mordzie na Ukraińcach w Lublińcu dokonanym przez żołnierzy Wojska Polskiego

            […] Wiem, że przykro słuchać o tym barbarzyństwie, ale my musieliśmy patrzeć i chować wszystkich, sami kopaliśmy dla nich doły. Twojego brata Kostia zabili 23 marca 1945 r., i nie tylko jego – w tym dniu zabili 70 osób, nie pytając, czy stary, czy młody, winny czy niewinny, wystarczyło, że był mężczyzną, by strzelali i koniec. Biedna Łochacka w dwojgiem dzieci, bardzo Łądnym chłopczykiem i dziewczynką, kopała dół na niego, bo każdy kopał dla swego. Ludzie pomogli przynieść go z potoku na cmentarz i zakopali bez księdza, bo księdza nie było.

            Zabijali z rana, cały dzień znosiliśmy na cmentarz, bo nie zostawili nawet jednego konia czy krowy. Do wieczora musieliśmy pochować wszystkich, bo tak, śmiejąc się, kazali Polacy. Nikt z ludzi nie płakał, nie jeden szalał, nie jeden rwał włosy na głowie, komuś ściskało się serce, tak że niemożliwe jest  opisać to, co działo się w naszej wsi i w naszych stronach, bo tak samo działo się we wszystkich okolicznych wsiach. […]

            Starego Bałajkę zabili w dniu akcji, jak i Hrycia Bałajkę, Szpatucha, Wuchychę, Iwana Biłejkiego, Bosaka, Kuchtę, Romana Matwisyka, Owerkę, dwóch synów Paszkowych – Mychaja i Iwana, starego Krućkę też zabili w dniu akcji. Rebizanta razem z moim tatą wzięli jeszcze w 1944 r. i do dziś nie wiemy, czy żyją, czy nie, bo wszystkich zabrali z domu i  pola. Zabrali wtedy 32 mężczyzn i nie ma świadka, czy ich zabili, czy nie, bo oczy nie widziały. Mojego brata Mychajła pochowaliśmy na cmentarzu, w jednej mogile jest 12 chłopaków: Mychajło Komar, dwaj Szymańscy – Petro i Mychajło, Iwan Pranyków, Andrij Kiczułów i 6 obcych, na samo święto Bogurodzicy. Trzeba wołowej skóry, żeby wszystko opisać. […]

Źródło: Odpis, maszynopis. Archiwum B. Huka. Marija Sanajko, [Dorohyj suside!], b.m, 26 stycznia 1948 r. Tłumaczenie z języka ukraińskiego.

Fragment wspomnień Jurija Sudyna o mordzie na Ukraince w Lublińcu Nowym dokonanym przez żołnierzy Wojska Polskiego

[…] Jednego dnia jesienią, gdy w Lublińcu Nowym kwaterował batalion Wojska Polskiego, do wsi przyszło 4 żołnierzy polskich. Czegoś szukali wraz z oficerem. […] Wszyscy obserwowali działania Polaków. […] Niedługo z zachodniego końca wsi pociągnęło dymem. […] Wkrótce do wsi nadeszła jeszcze straszniejsza wieś o tym, że w stodole spaliła się córka gospodarza Hania, nazywała się Michaś, którą napastnicy tam zaciągnęli. Nikt nie wiedział, co odbyło się w tej stodole: czy bandyci zgwałcili dziewczynę, a potem zamknęli i spalili czy może dziewczyna się broniła i rozwścieczone bestie zamknęły ją i spaliły? […]

Źródło: Ju. Sudyn, Win piszow pidlitkom w UPA, w: Nasz kraj Lubacziwszczyna, nr 1, Lwiw 2000, s. 118–119.

DZIEDZICTWO UKRAIŃSKIEJ KULTURY MATERIALNEJ

CERKIEW
Pierwsza wzmianka o prawosławnej cerkwi nowolublinieckiej pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego (Преображення Господа Нашого Ісуса Христа) pochodzi z 1571 r. Była to budowla drewniana, którą w 1670 r. zastąpiła nowa cerkiew, także wzniesiona z drewna (istnieje przekaz o spaleniu świątyni przez Tatarów w 1672 r., z pożaru miała zostać ocalona ikona Matki Boskiej). Nową cerkiew drewnianą wzniesiono staraniem księdza Iwana Skoteńskiego i wiernych w 1670 r., odnowiono w 1770; jej bryła doznała w XIX w. szeregu zmian, m.in. dobudowano nawy boczne, w latach 1841-1844 zmieniono pokrycie dachu z gontów na blachę. Przetrwała do 1915 r., spłonęła po uderzeniu przez pocisk artyleryjski. W tym czasie obok niej stała już nowa murowana cerkiew, która mogła pomieścić w swych murach bardzo liczną wtedy parafię. Prace budowlane trwały w latach 1906-1908. Autorem projektu był architekt Wasyl Nahirny. Jak informuje zachowany do dziś napis na ołtarzu, została „Poświęcona przez Jego Ekscelencję Biskupa Konstantyna Czechowicza dnia 28 września (11 października za nowym stylem) 1908 r., w dzień ojca Charytona” (ukr.: Посвячена через Преосв. Єпископа Константина Чеховича дня 28 вересня (11 жовтня по н. ст.) 1908 р., в день Преп. Отця Харитона). Jednocześnie parafianie Lublińca Nowego zbudowali wtedy plebanię, wikaryjkę i dom ludowy. Spiritus movens ożywionej działalności lublińczan był ksiądz Seweryn Metella, paroch w latach 1898-1936.
Przed I wojną światową Lubliniec Nowy stanowił parafię greckokatolicką, należał do dekanatu w Lubaczowie, a po 1918 r. do dekanatu w Cieszanowie. W okresie międzywojennym parafia nowolubliniecka składała się z cerkwi macierzystej w Nowym Lublińcu i jej filii w Starym Lublińcu. W 1926 r. liczyła 3656 wiernych, a jej własnością było ponad 100 hektarów gruntów, w tym 82 ha gruntów ornych, 26 ha łąk i pastwisk. Sama plebania zajmowała 1,30 ha ogrodzonego gruntu, na którym stały także budynki gospodarcze.


Fotografie z 21 sierpnia 2010 r.

CMENTARZ


Fotografie z 21 sierpnia 2010 r.

TEKSTY

Bogdan Huk

Polowanie na SKW „Trembita”,

czyli o instynkcie samoobrony

Warto dopowiedzieć choć trochę z tej historii, bo nie skończyła się w 1947 roku. W działaniach Urzędu Bezpieczeństwa Terenowy Oddział Samoobrony „Trembita”, utworzony po wojnie na bazie wsi Lubliniec Nowy i Lubliniec Stary, dotkliwie dawał o sobie znać także w 1951 czy w 1953 roku… A to ze względu na trudności w wyłapaniu jego członków – lublinieckich chłopaków.

Czym martwił się kapitan Burdziej?

W grudniu 1950 roku i w marcu 1951 roku agent „Kruk” doniósł dla UB w Koszalinie o 2 byłych członkach SKW „Trembita” i 2 z SKW z Dzikowa Nowego. Ukrywali się w Koszalińskiem, a następnie przedostali się na Zachód. Teraz pisali stamtąd listy do Anastaziji Czuby w Miłogoszczy pod Wałczem, Jurija Pyłypcia w Rusinowie pod Wałczem, Mychaja Proskury w Wałczu i Petra Nysa w Łękini koło Człuchowa. Szefostwo w Warszawie poinformował o tym w połowie kwietnia 1951 roku kapitan Burdziej, szef wydziału III WUBP w Koszalinie. Dawni partyzanci, pisał Burdziej, mieli wrócić wiosną 1951 roku do Polski, a koszalińskie UB mogło przeciwstawić im tylko agenta „Kruka”. W kwietniu 1951 roku przystąpiło do działania, jakkolwiek donosy „Kruka” mogły być nierzetelne, ale innego źródła informacji nie posiadało.

„Karmeluk” staje się „Kotlarewskim”

Tydzień wcześniej WUBP w Koszalinie wytypowało do werbunku Petra Kozija, niegdyś „Karmeluka”,  człowieka z otoczenia rejonowego prowidnyka Ołeksandra Łaszyna „Łuha” z rejonu IV Okręgu II w Kraju Zakerzońskim. W kwietniu 1951 roku był po prostu pracownikiem tartaku w Kłębowcu koło Wałcza. W 1947 roku w czasie akcji „W” udało mu się bowiem dostać na Ziemie Zachodnie. Rok później został aresztowany wraz 14 dawnymi mieszkańcami obydwu Lublińców (m.in. Mychajłą Turczyńskim, Iwanem Tymciem, Mychajłą Szeremetą), figurantami rozpracowania o kryptonimie „Szpieg”. Sprawowali się nadzwyczaj dobrze, ponieważ  wszyscy zostali zwolnieni: nikt nikogo nie wydał. Nie często zdarzały się takie sytuacje.

Wyszedł z aresztu także Kozij, wrócił do matki w Budach, dokąd przyjeżdżali do niego lublińczanie z Rusinowa czy Wołowych Lasów. Tymczasem Sekcja II Wydziału III WUBP w Koszalinie rozpracowywała go nadal. Swoje robił i agent „Kruk”. Stawka była wysoka, bowiem UB do 1951 roku nie zdołało aresztować aż 28 byłych członków SKW „Trembita”! Sprawa należała do trudnych: aresztowanych zostało aż 22 tych, kto był w tym oddziale samoobrony, a mimo takiej ilość źródeł informacji UB wciąż wiedziało niewiele. Przecież wiedza z protokołów zeznań, datowanych na II połowę 1947 roku, pod względem operacyjnym nie należała do świeżej.

Tym bardzie cenny był udany werbunek Kozija. Nastąpił 20 kwietnia 1951 roku w prywatnym mieszkaniu szefa PUBP w Wałczu. Mężczyzna nie chciał przyznać się do czegokolwiek aż do momentu, kiedy ubecy zagrali mu na emocjach: wspomnieli o zamordowaniu ojca przez bojówkę SB OUN pod dowództwem „Jaliwcia”. Teraz Kozij podał informacje o całym składzie „Trembity”: o 53 osobach (!). Ze spotkania z ubekami dawny „Karmeluk” wyszedł jako „Kotlarewski”. Zmiana pseudonimu mówiła wiele: z mściciela ludzkiej krzywdy stał się – pełnym humoru, niemal jak autor „Eneidy” (?) –  agentem UB.

W krainie jezior i Ukraińców

UB szukało członków „Trembity” także w Olsztyńskiem. Wraz z deportowanymi lublińczanami trafili tam pod Kętrzyn i Węgorzewo. I tam nie rozporządzali agenturą. W maju 1951 roku informator „112” z Pasłęka, niegdyś łącznik SKW „Trembita”, w rozmowie z pracownikiem Sekcji II Wydziału III WUBP w Olsztynie stwierdzał:

… obecnie nie mam żadnych możliwości nawiązać kontakty korespondencyjne ani osobiste z ukrywającymi się członkami bandy UPA [z] kuszcza lublinieckiego ani ich rodzinami zamieszkałymi na terenie województwa olsztyńskiego.

Jednak w lipcu 1951 roku było już „lepiej”: źródło „0-13” z Węgorzewa miało informacje o znanych mu osobiście członkach lublinieckiej samoobrony. Naczelnik Wydziału II Departamentu III MBP, major Wróblewski, poinformował o tym WUBP w Koszalinie, przekazując też inwigilację z centrali na niższy poziom. „0-13”, najpewniej ktoś z Lublińca, jeszcze w maju zapodał skład oddziału „Trembita”: 15 osób. Do 50 trochę brakowało. UB zleciło mu zintensyfikować kontakty listowe z lublińczanami pod Wałczem i osobiste z tymi pod Węgorzewem.

Wiwisekcja resortu: potrzebna wiedza o SKW „Trembita”

W Koszalińskiem agent „Kruk” pracował intensywnie. Pozostawił po sobie dziesiątki donosów, ale bez treści o walorach operacyjnych. Od Anastazji Czuby dowiedział się tylko o listach do niej od niedawnego członka ukraińskiego ruchu oporu Mykoły Kulika z Zachodu.

Naczelnik Wydziału III WUBP w Koszalinie miał problem: pomimo tego, że rozpracowanie wstępno-agenturalne „C-2” – w tym na „Trembitę” – założono w czerwcu 1951 roku, to ciągle nie miał mocnych danych. Zwrócił się zatem do WUBP w Rzeszowie i w Olsztynie. Odzew był zapewne mizerny, stąd w końcu w lutym 1952 roku poprosił centralę w Warszawie o dane, gdzie lublińczanie odbywają kary. Odpowiedź pokazuje, że na początku lat 50. raczej nie istniała usystematyzowana wiedza o lublinieckim oddziale samoobrony (istnieją wprawdzie w odpowiedniej teczce spisy członków „Trembity”, ale nie ma pewności co do roku ich sporządzenia).

Widocznie koszaliński naczelnik przegapił to, że jego szef, major Wróblewski, jeszcze w lutym 1951 roku przesłał do nich akta sprawy Petra Kozija. Tam danych było niewiele w porównaniu z tym, co zawierały protokoły przesłuchań Mykoły Deneki, przesłane z Warszawy do Koszalina w ramach „C-2” w czerwcu 1951 roku. Koszalin dalej był pasywny, stąd w październiku 1951 roku sam dyrektor departamentu III, pułkownik Czaplicki, dał swojemu podwładnemu reprymendę za brak planów operacyjnych dla „C-2”, założonego przez koszalińskich ubeków jeszcze na początku czerwca tego roku.

Dopiero w marcu 1952 roku centrala przesłała do WUBP w Koszalinie swoje dane o osobach aresztowanych pochodzących ze wsi Lubliniec Stary i Nowy. Byli to: Stepan Karpiński, Iwan Brus, Dmytro Zinkiewicz, Michał Artymowicz, Iwan Walnicki, Hryćko, Mychajło Ważny, Iwan Topiło, Dmytro Sudyn. Źródła nie zostało podano. Major Wróblewski przyznawał, że dopiero Z chwilą ustalenia miejsca osadzenia innych byłych członków organizacji OUN-UPA, pochodzących z Lublińca Nowego i Starego, powiadomimy Was. To rozpracowanie wstępno-agencyjne traktował poważnie, miało nawet wiele mówiący kryptonim „C-2”, a więc nawiązywała do wielkiej operacji „C-1” z jej głównym bohaterem Leonidem Łapińskim „Zenonem” vel „Bogusławskim”.

Nawracanie pamięci…?

Wiedza siedziała w więzieniu. UB mogło swobodnie odwracać biegu czas i o rzeczywistość z 1945 roku pytać w 1950 roku Mykołę Denekę, więzionego w Barczewie po wyroku 15 latach pozbawienia wolności. W protokole dawnego „Dubenki”, urodzonego w Lublińcu Nowym w 1919 roku, znalazło się aż o 70 osób z „Trembity”. Deneka pamięć miał znakomitą. „Wolę” zeznawania, chociaż już siedział, także. Oto próbka:

Wankiewicz Andrzej, syn Stefana – pochodzi ze wsi Lubliniec Nowy.  Posiadał broń, karabin KBK ruski, występował pod pseudonimem „Wuż”. Do bandy wstąpił w 1945 roku, daty dokładnie nie pamiętam. Brał udział w zasadzce na Wojsko Polskie w okolicach Lublińca Nowego, w wyniku czego dwóch żołnierzy zostało rannych, Jak również pełnił służbę wartowniczą w kuszczu, kopał bunkry oraz chodził  ze mną jako łącznik między kuszcze lublinieckim a gorajskim i dzikowskim. W bandzie pełnił funkcję charczowego od 1946 roku do miesiąca kwietnia 1947 roku. Ostatni raz widziałem go wiosną 1948 roku w Barcianach powiat Kętrzyn. Gdzie obecnie przebywa, tego nie wiem.

Inni lublińczanie ujęci przez UB byli o wiele bardziej oszczędni w przypominaniu przeszłości, ale nie Petro Kozij, W kilku – łącznie około 20 kart – zeznaniach z kwietnia 1951 roku pozostawił on informacje o 59 członków SKW „Trembita”. Oto próbka jego stylu. Dotyczy jednej z lublińczanek, która powodowała paraliż aktywności resortu, Ewy Goch. W kontekście polowania na członków SKW „Trembita” UB otrzymała od Kozija takie, przykre dla siebie, dane:

Pytanie: Kogo znacie w członków i współpracowników OUN-UPA na terenie powiaty Wałcz?

Odpowiedź: Goch Maria i Ewa (siostry). Pochodzą z Lublińca Nowego, obecnie zamieszkałe w gromadzie Rusinowo powiat Wałcz. Czy one należały do orgzniaxacji OUN-UPA lub z nimi współpracowały na tamtejszym terenie, tego ja nie wiem. Natomiast gdy one mieszkały już na tutejszym terenie w lipcu 1947 roku, ja, będąc u wymienionych, spotkałem u nich w domu członka kuszcza „Trembita” Artymowicza Jana ps. „Serniuk”. Był on mój dobry znajomy, pochodził z Lublińca Starego, był razem ze mną w kuszczu. Na tutejszy teren jechał on w naszym transporcie, mając Goch Ewę jako swoją narzeczoną. Gdy ja u nich byłem, to „Serniuka” zastałem w mieszkaniu w 1948 roku jesienią, chciałem się zobaczyć z „Serniukiem”. Poszedłem do Goch Ewy, zapytałem się jej, gdzie jest „Serniuk”. Ta odpowiedziała mi, że on wyjechał, lecz dokąd, tego mi już nie powiedziała.

Warto zwrócić uwagę na ostatnie zdanie: Deneka w 1947, a Kozij w 1951 roku starali się określić miejsce przebywania dawnych strzelców „Trembity”. UB w Koszalinie mogło więc, ale i nie mogło przystąpić do pracy…

O przebiegu dalszego polowania na lublińczan w momencie pisania tego tekstu wiadomo jeszcze mało. W pozostawionych przez UB wielkich opisach strzelców „Trembity” w rubryce o agenturalnych możliwościach ich rozpracowania jakże często widniała bowiem uwaga: skład rodziny i obecne miejsce pobytu nieznane lub agentura nie ma z nim kontaktu. Dokładniej wyglądało to tak, przykład:

Artymowicz Jan ps. „Ołeń”, bliższych danych personalnych brak. Pochodzi z Lublińca Starego powiat Lubaczów. Obecnie ma przebywać na terenie województwa Szczecin lub Koszalin. Według danych informatora ps. „0-13” to „Ołeń” ukrywa się na terenie powiatu Wałcz województwo Koszalin u Artymowicza Mikołaja. Rysopis: wzrost niski, szatyn, lat ok. 38. W 1945 roku wstąpił do Bndy UPA i został przydzielony do kuszcza lublinieckiego, gdzie pełnił funkcję kucharza do lata 1947 roku. Z kim pozostawał w kontakcie, tego nie ustalono. Obecnie pozostaje w kontakcie z Artymowiczem Mikołajem i Stefanem zamieszkałymi na terenie powiatu Wałcz województwo Koszalin i na tym terenie się ukrywa. Rodzina w całości w 1946 roku latem wyjechał na tereny USRR. Z kim pozostaje obecnie w kontakcie korespondencyjnym ta rodzina, nie ustalono. Na ustalenie miejsca pobytu „Ołenia” nastawiony jest informator „0-13”, który pozostaje w kontakcie z synem Artymowicza Stefana – Mikołajem.

Na pytanie o to, czy lublińczanie po 1947 roku potrafili ochronić swoich przed represjami rządu państwa polskiego, można częściowo odpowiedzieć na podstawie książki „Lubłyneć Nowyj i Staryj – Istorija” z 2010 roku. Z umieszczonych w niej biogramów członków SKW „Trembita” (skąpszych jednak od zebranych przez UB) wynika, że w więzieniu w Polsce znalazło się 26 z pośród nich, ale 10 innych było tak dobrze chronionych przez członków rodzin i niedawnych współmieszkańców, że bezpieka się o nich nigdy nie dowiedziała i nie pozbawiła wolności. Znaczna część tych, którzy byli w „Trembicie”, ale w 1945 czy w 1946 roku roku wyjechali na Ukrainę radziecką, także miała to szczęście.

Andrij Komar „Buk”

W zwarciu z UB większość lublińczan miała klasę. Wrócę na chwilę do rozpracowania agenturalnego „Szpieg”, do jego części olsztyńskiej. Chodzi o Andrija Komara „Buka”, zastępcę dowódcy oddziału „Trembita”. Wsypał go w 1948 roku Kornelij Kozenko, referent gospodarczy nadrejonu „Baturyn”, syn lublinieckiego parocha. Komar przedostał się w 1947 roku pod Węgorzewo. Agentura – zapewne informator „0-13” – w ramach „Szpiega” doniosła w czerwcu 1949 roku, że nazywa się on obecnie Stefan Fil, zamieszkuje we wsi Olszewo. Po sprawdzeniu okazało się, że to jednak nie „Buk”, sprawdzano goi kilka razy i zawsze nic, itd. Po jakimś czasie UB jednak go odnalazło, ale Komar i tak zapisał cenną historię oporu osobistego: nawet będąc w więzieniu swoją postawą sprawiał ubekom dużo kłopotów.

Instynkt samoobrony

Do dziś nie ma ani jednej historii terenowego oddziału samoobrony. UB zgromadziła dużo informacji chociażby o lublinieckim terenowym oddziale samoobronie. Warte są wykorzystania, gdyby ktoś kiedyś chciał napisać historię SKW „Trembita”. Wtedy dzisiejsi wnukowie mogliby nie jedno dowiedzieć się o swoich dziadkach. Problemem może być jednak pytanie o to, czy nadal posiadają oni instynkt samoobrony…

Tekst napisany w oparciu o dokumenty z Archiwum IPN.