Krzywowierzba

КРИВОВЕРБА (pol. Krzywowierzba) – do 1947 r. wieś ukraińska w powiecie włodawskim. W 1943 r. wieś zamieszkiwało 530 Ukraińców, 184 Polaków, 2 Rosjan [APL, zespół 498, sygn. 139, k. 219].

HISTORIA

WIEK XVII

W aktach sądu w Brześciu z lat 1673-1676 zanotowano nazwę wsi: Krzywa Wierzba [Wawryniuk, 675].

W 1827 roku w Krzywowierzbie stały 82 domy z 465 mieszkańcami; w 1883: 734 mieszkańców zamieszkiwało 116 domów [SGKP t. 4, 813].

WIEK XX

W 1905 roku po ogłoszeniu przez cara Mikołaja II ukazu tolerancyjnego w Krzywowierzbie na rzymski katolicyzm przeszło z prawosławia 30 osób [Wawryniuk, 678]. Oznaczało to częściową zmianę formacji kulturalnej wsi, ponieważ wcześniej osoby te nie były rzymskimi katolikami, a tak zwanymi unitami, dawnymi wiernymi prawosławnej metropolii kijowskiej, którzy po unii brzeskiej w 1596 roku przyjęli katolicyzm, ale w rycie wschodnim. W wyniku wątpliwego powrotu do katolicyzmu w rycie zachodnim (łacińskim) we wsi położono podstawy zmiany przynależności kulturowej i świadomości narodowej z ruskiej na polską. W latach I wojny światowej zamieszkiwało ją 46 katolików; w 1921 roku spis ludności wykazał 47 katolików [Wawryniuk, 678], zapewne wywodzących się z Rusinów, którzy w 1905 roku skorzystali z ukazu Mikołaja II.

Duży wpływ na zmiany w postrzeganiu swego miejsca na ziemi miało biżeństwo (ucieczka) z 1915 roku, kiedy wojskowe władze rosyjskie w obliczu ataku wojsk niemieckich zarządziły ewakuację ludności prawosławnej z guberni chełmskiej na wschód. Dzięki temu mieszkańcy wielu dotychczasowych tzw. cichych wsi znaleźli się m.in. na Wielkiej Ukrainie, w tym w Kijowie, byli świadkami i brali udział w tworzeniu Ukraińskiej Republiki Ludowej w 1918 roku, stawali się żołnierzami jej armii [Rybczyńskyj, 33-35]. Wpływ tych wydarzeń widoczny był w wynikach spisu ludności z 30 września 1921 roku: 340 osób zadeklarowało ruską (ukraińską) przynależność narodową, a 74 polską [Skorowidz…, 118-122]. W tym samym czasie gminę zamieszkiwało 946 rzymskich katolików (27%), 2205 prawosławnych (64,8%), 273 wyznawców wiary Mojżeszowej (8,2 %) [Powiat włodawski w XX wieku, 6]

W 1925 roku rząd na ziemiach zlikwidowanego majątku utworzył obok wsi polską kolonię zamieszkaną przez byłych żołnierzy wojska polskiego [Rybczynśkyj, 39]. Zapewne z pośród nich rekrutowali się członkowie miejscowego posterunku policji (wieś była ośrodkiem administracyjnym).

W okresie międzywojennym, jak pisał Łew Rybczyński we wspomnieniach, w Krzywowierzbie, jak i wielu innych wsiach regionu, znaleźli się zwolennicy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, postulującej powstanie państwa ukraińskiego o ustroju socjalistycznym. Jednocześnie miał zaistnieć ruch nacjonalistyczny [Rybczynśkyj, 40]. Ten sam autor wspominał, że w 1938 roku do kręgu osób o wysokim autorytecie wchodził „Rynkowski z Krzywowierzby” [43], a Szamryk dołączył do grona osób znaczących w gromadzie cerkiewnej [44]; wymienił też holańskiego cerkiewnego starostę Wasyla Bondaruka, który wydał córkę za Chwedora Hacia z Holi, prześladowanego przez policję za to, że na ścianie we własnym domu umieścił godło ukraińskie – Tryzub [43-44].

W latach II wojny światowej na czele miejscowej administracji stał krzywowierzbianin Andrij Szamryk [Rybczynśkyj, 46], po nim Szełowij [48]. We wsi istniała niewielka stanica Ukraińskiej Policji Pomocniczej zlikwidowana przez partyzantkę przed nadejściem frontu w 1944 roku [56].

Na początku lat 40., gdy Krzywowierzba stała się częścią Podlasia ogarniętego pracą kulturalno-oświatową Ukraińskiego Komitetu Pomocy, we Włodawie powstał oddział Ukraińskiego Towarzystwa Nauczycielskiego. Mieszkanka Zahajek, Józefa Mikołajczykówna, w swoci wspomnieniach przypisała członkostwo w nim pochodzącemu z Krzywowierzby Iwanowi Mykytiukowi, który na zebraniu koła UTN miał powiedzieć: „Tak, jak z przenyci połemo zeło i bodiaky, tak z pomyży naszych ludy treba wypołoty Lachiw, a tody budemo jak taja pszenycia czysty i spokojny”. Miał też nawoływać do wyniszczania Polaków we współpracy z okupacyjnymi władzami niemieckimi [Czyż, 492].

W tym czasie wieś stała się miejscem jednego z pierwszych mordów dokonanych przez AK na Ukraińcach-członkach samorządu: 26 listopada 1942 roku zamordowany został gminny agronom Bohdan Panczyszyn [Serhijczuk 2004, 164]. W 1944 roku partyzanci komunistyczni zorganizowani przez Wasyla Kureszę z Kodeńca, zamordowali w Lubiczynie Mykołę Łewczuka, członka (?) OUN z Krzywowierzby [Rybczynśkyj, 55, 57]. Przed nadejściem frontu w lipcu 1944 roku dał o sobie znać aktywny miejscowy komunista (zapewne członek PPR) o nazwisku Hut [57].

Według danych administracji powiatowej z 15 października 1944 roku na terenie gminy Krzywowierzba na 1085 rodzin ogółem mieszkało 524 rodzin ukraińskich, liczących razem 2030 osób [Pisuliński 2009, 181].

Nakładanie się różnych formacji ideologicznych w środowisku ukraińskim Krzywowierzby dało o sobie znać w przypadku Bud’ka. Był to przedwojenny aktywista ukraińskiego stowarzyszenia oświatowego „Ridna Chata” (Dom Ojczysty). Gdy w 1945 roku (?) zatrzymała go SB OUN już jako pracownika włodawskiego UB, został wypuszczony na wolność właśnie ze względu na poprzednie zasługi [Czub, w: Rybczynśkyj, 80].

Oto jak w sprawozdaniu operacyjnym z rajdu oddziału „Wilki”-1 opisano pierwszy kontakt mieszkańców wsi z żołnierzami UPA: Posuwając się na południowy-zachód wstąpiliśmy do Krzywowierzby, gdzie jest dużo członków PPR. Wszyscy są uzbrojeni. Aby uniknąć strzelaniny nasi wysłali pośrednika w osobie polskiego nauczyciela, którym przekazano, żeby nikt nie strzelał. „Peperowcy” odpowiedzieli, że będą strzelać. Wtedy my daliśmy przestrogę, że za jeden strzał mogą ucierpieć i „peperowcy”, i wieś. Musieli się zgodzić. Pododdział wkroczył do wsi i przeprowadził zbiórkę bielizny i jedzenia. Ludzie początkowo uważali nas za grabieżców i uciekali ze wsi, ale dowiedziawszy się prawdy przestali uciekać i czekali w domach z przygotowaną bielizną. Przeprowadzono z nimi rozmowę propagandową, pozostawiono kilka ulotek. Nasz pododdział był pierwszym oddziałem UPA, który odwiedził wieś [Litopys UPA, t. 39, 129]. Obecność członków PPR – nie wiadomo zresztą, jak ilościowo ją rozumieć – we wsi częściowo mogła wynikać z przedwojennych wpływów KPZU, ale po wojnie stanowiła reakcję na zagrożenie ze strony nacjonalistycznych, często zbandyconych członków formacji podziemnych – tzw. żołnierzy wyklętych. Oprócz PPR kilku mieszkańców wsi znalazło się w UB: Sahan i Rabczewski [Litopys UPA, t. 39, 585]. ]. Wiosną 1946 roku sytuacja części mieszkańców się zmieniła: UB zaczął podejrzewać ich o sympatie do OUN. W lutym UB dokonało we wsi aresztu 9 Ukraińców [Litopys UPA, t. 39, 611]. W sprawozdaniu Wiadomości Terenowe z marca 1946 roku [„Jary”?] informował zwierzchników: „Resort z Włodawy wypuścił do chwili obecnej aresztowanych wcześniej Olhę Pundę, Stepana Rynkowskiego, Stepana Prokopa i Andrija Ahejewa, Mykołę Dejnekę, Olhę Dejnekę, Hryhorija Pundę, Petra Dejnekę, Mariję Pundę”; w tym samym sprawozdaniu znalazło się stwierdzenie, że pepeerowcy „zupełnie przycichli” [Litopys UPA, t. 39, 576]. Dnia 25 maja 1946 roku UB z Włodawy odebrało broń członkom PPR [s. 618]: wieś była od teraz bezbronna tak wobec napadów bandyckich (w marcu SB OUN zlikwidowała w Holi bandytę Bronisława Kliszka i 2 pomocników rabujących na terenie gminy [s. 614]), jak wobec deportacji do Ukraińskiej SRR. Wkrótce, 7 lipca, żołnierze WP i UB pozorowali we wsi masową zbrodnię: „Spędzili ludzi na koniec wsi, ustawili w rzędzie i kazali się modlić, bo zaraz zostaną wszyscy rozstrzelani” [Litopys UPA, t. 39, 630].

W czerwcu koło Turna zginął pochodzący z Krzywowierzby Iwan Rynkowski „Wiktor”, członek bojówki SB OUN ochraniającej referenta politycznego Iwana Romaneczkę „Wołodię”: w zasadzce urządzonej przez UB rozerwał się granatem, aby nie wpaść żywym w ręce wroga [Rybczyńskyj, 66].

W lipcu 1946 roku miał miejsce napad rabunkowy żołnierzy nieznanej formacji Rzeczpospolitej Polskiej, co ujął w sprawozdaniu referent OUN „Szpyl”: „Z Kodeńca samochodem przyjechało 5 żołnierzy. Nabili Hładuna, bo powiedział, że jest Ukraińcem. Łapali gęsi i kury. U Stepana Huna zabrali zegarek, u Łukasza Rynkowskiego ubranie, a u Juszczuka Jakima – 2 świnie” [Litopys UPA, t. 39, 590]. W tym samym miesiącu władze przy pomocy WP wygnały ze wsi 38 rodzin ukraińskich [Litopys UPA, t. 39, 591]. We wrześniu UB, zapewne w celu załamaniu Ukraińców Krzywowierzby sympatyzujących z podziemną OUN, odczytali odezwę byłego członka tej organizacji – „Czumaka”, który niedawno przeszedł na stronę rządową [Litopys UPA, t. 39, 596].

Po deportacji części mieszkańców Ukraińców do Ukraińskiej SRR w latach 1945–1946 Wojsko Polskie w 1947 r. w ramach deportacji o kryptonimie „Wisła” wygnało ze wsi na tzw. Ziemie Odzyskane  218 obywateli RP narodowości ukraińskiej. Etap pierwszy, zrealizowany przed 25 czerwca, objął 200 osób, etap drugi w okresie deportacyjnym 9-18 lipca 1947 r. – 18 osób. We wsi pozostało 45 Polaków i 7 Ukraińców lub członków rodzin mieszanych [Akcja „Wisła” 2013, 1028]. O przebiegu pierwszej deportacji, do USRR, deportacji informował „Jary” [Iwan Romaneczko] w sztafecie do referenta politycznego z 15 czerwca 1946 roku: „U nas właśnie odbywa się akcja przesiedleńcza […], ostatnio wysiedlono […] Krzywowierzbę w 80% [Litopys UPA, t. 39, 416]. W gminie Krzywowierzba zgodnie z planem sztabu KBW Lublin z 31 maja 1947 roku przewidziano wygnanie łącznie 1400 osób narodowości ukraińskiej w terminie 11-15 czerwiec 1947 [AIPN Lu 08/260, t. 2, k. 156].

Z Krzywowierzby pochodzili:

Iwan Mykytiuk – nauczyciel, działacz oświatowy, w czasie okupacji członek Ukraińskiego Towarzystwa Oświatowego we Włodawie

Iwan Szamryk – członek OUN, jako „Czub” w 1947 roku był referentem politycznym nadrejonu OUN „Łewada” obejmującego Podlasie południowe, w latach 1945-1947 także kierownikiem ośrodka wydawniczego i komórki technicznej nadrejonu „Łewada”; po 1947 roku w Wielkiej Brytanii, autor znakomitych wspomnień „Na ukrajinśkomu Pidlaszszi”, „Do Zbroji” 1942, nr 16, 17, 22/25.

ks. Tyłymoniuk – ksiądz prawosławny, paroch Sosnowicy w okresie międzywojennym.

DOKUMENTY

29 stycznia 1946, m.p. – Protokół zatrzymania i śledztwa wobec Iwana Bud’ki z Krzywowierzby sporządzony przez nadrejonowego referenta Służby Bezpieczeństwa OUN Iwana Romaneczkę „Jarego”

Bud’ko Iwan, syn Mychajły, ur. 26.6.1906 r. we wsi Krzywowierzba powiat włodawski, Ukrainiec, prawosławny, członek PPR od 5.5., od 5.1945 r. pracownik PUBP Włodawa jako referent wydziału dezerterów po zwolnieniu z UB był w domu, prowadząc propagandę przeciwko UPA. W związku z tym został aresztowany w dniu 23.1.1946 r. przez nadrejonowy referat SB i po przeprowadzeniu śledztwa na prośbę ludności i miejscowych członków organizacji został zwolniony 28.1.1946 r., przy czym zaangażowano go do pracy zwiadowczej na naszą korzyść.

„Jary”

Postój, 29.1.1946 r.

27 kwietnia 1947, Włodawa – Raport specjalny szefa PUBP we Włodawie dla Wydziału III WUBP w Lublinie o boju oddziału KBW na kolonii Zacisze, w wyniku którego śmierć ponieśli m.in. referent polityczny nadrejonu OUN „Łewada” Iwan Romaneczko „Wołodia” i bojowiec Iwan Rynkowski „Fedio”

W dniu 18 VI1947 r. podgrupa wojsk WSW pod dowództwem por. Kowalewskiego i pracownika PUBP Włodawa Kunacha Stefana działająca na terenie gminy Wołoskowola w celu rozbicia bandy UPA, która to podgrupa podporządkowuje się sztabowi w Kodeńcu i tegoż dnia po informacyjnym danym otrzymanym przez pracownika PUBP, że w miejscowości Zacisze, gmina Wołoskowola znajduje się banda UPA o godz. 8 rano podgrupa rozpoczyna operację na kolonii Zacisze. W czasie okrążenia kolonii banda zaczęła się wycofywać do lasu odstrzeliwując się, bandytów było cztery osoby i w trakcie boju z wojskiem WBW zostali pobici, w tym jeden ranny był, który potem sam pod siebie podłożył granat i jego rozerwano. W/g określenia i [po] przeprowadzeniu dochodzenia [ustalono, że] był to Rynkowski Jan ze wsi Krzywowierzba, tejże gm. Wśród zabitych bandytów był sam dowódca bandy UPA Romaneczko Jan, ps. „Wołodia”, przy którym zostało zdjęta część kancelarii UPA oraz zdobyto broni: 1 RKM, 1 PPSz, 3 pistolety. Strat z naszej strony nie było.

Źródło: Oryginał, maszynopis. AIPN Lu 08/260, t. 2, k. 77.

Pochówki mieszkańców Krzywowierzby na cmentarzu w Holi

WSPOMNIENIA

Fragmenty rozmowy wspomnieniowej z Marią Rynkowską

Maria Rynkowska – ur. 25 sierpnia 1923 r. w Krzywowierzbie w powiecie włodawskim. Jako „Oksana” w latach 1945–1946 stała na czele referatu służby zdrowia nadrejonu „Lewada”, w latach 1946–1947 była referentką służby zdrowia w rejonie IV tego nadrejonu. Całość wspomnień w: UPA i WiN w walce z totalitaryzmem. Dokumenty Wspomnienia, pod red. B. Huka, Przemyśl 2018, s. 652-667.

Kto mieszkał przed wojną w Krzywowierzbie?

Polaków było bardzo mało, nawet 20 procent, ale były polskie kolonie Piłsudskiego.

A Żydzi?

Wszyscy przepadli, wybili ich Niemcy. Mój tato nosił im jedzenie do lasu, jednego u siebie przechowywał, chociaż w naszym domu stał posterunek Policji Ukraińskiej. Ten Żyd nie miał też zbyt żydowskiego wyglądu, a tato mówił, że w takim miejscu nikt nie będzie szukał. Potem jednak musiał uciekać. Pozostał tylko jeden Żyd, był w partyzantce, potem poszedł do milicji ludowej. Wtedy u nas znowu zrobili posterunek…  Z Żydami żyliśmy bardzo dobrze.

Z Polakami jak?

Przed wojną stosunki z nimi były bardzo dobre.

Z kolonistami także?

Tak, ale w Kodeńcu już nie. Tam była organizacja komunistyczna, takie gniazdo. Z Krzywowierzby też do nich należeli. Oni więcej naszkodzili od Polaków. Mojego ojca ostrzegał Polak po froncie, za tej całej „demokracji”, aby uciekał Zachód, bo zostanie zniszczony. I gdyby posłuchał, to by żył… Dopóki była niemiecka policja, jak kogoś aresztowali, tato szedł, rozmawiał i go wypuszczali.

Ilu komunistów było we wsi?

Trochę było. Niektórzy poszli za Bug, gdy w 1939 r. Niemcy nie obsadzili granicy. Kilku wróciło, kilku tam zostało. Jednego razu za okupacji ktoś zaniósł do Włodawy listę komunistów. Znalazł się na niej jeden Ukrainiec, mielnikowiec. Posłali go do Rumunii do brygad. Wrócił po 2 latach.  Jak Niemcy zegnali ludzi i przesłuchiwali, czy są komunistami, on poszedł do domu po dokumenty i uratował całą wieś.

Który z komunistów był najaktywniejszy?

Jaszczuk, ale swojej komórki organizacyjnej u nas nie było. U nas ludzie dbali o szkołę, o cerkiew.

W Horostycie dwóch zginęło. Przyszli potem i zabili Jaszczuka, tatę, Szamraja, który był wójtem za Niemców.

Jak się to stało?

Jeszcze przed wyjazdem. Wyprowadzili z domu, tych w Horostycie tak samo, pisali się Hłyna, może byli braćmi? W Holi też jeden zginął, za cerkiew. Życie potem było smutne. Jeden komunista, nawet Ukrainiec, przychodził do taty, wypytywał go i wypytywał, a tato za 

Niemców był agronomem. Wypytywał go o to, jak Niemcy rządzili, a tato powiedział, że jak wy zaczniecie rządzić, to wielu naszych przepadnie. I tak się stało.

Przed wojną mieszkańcy Krzywowierzby uważali się za Ukraińców?

Niektórzy tak, bo chodzili we Lwowie do szkoły. Byli świadomi, organizowali się. Ukończył szkołę we Lwowie nauczyciel Mykytiuk, córka Jaszczuka. W ogóle to mało było świadomych, przed wojną nie było żadnych gazet, a była niepisana granica. Postawiliśmy budynek „Ridnej Chaty”, nakryliśmy […].

W szkole uczono języka ukraińskiego?

Za Niemców tak, a przed wojną nikt o tym nawet nie pomyślał, nie było wolno. Nawet w cerkwi zmuszano do polszczyzny. Ludzie wychodzili z cerkwi, ale policja stała w drzwiach i nie puszczała.

Jaki był ksiądz?

Nie pamiętam, stareńki, powiesił się. Jak poświęcano grób, to robił to inny ksiądz.

We wsi były książki w języku ukraińskim?

Stare, bajki. Pamiętam, jak tato czytał „Carewnę Żabę”. Były „Spiwomowki” Rudańskiego. Może ktoś miał Szewczenkę? Szkoła ukraińska zaczęła się za Niemców.

Jak zaczęła się wojna?

Niemieckiego ataku nie odczuliśmy na sobie. Niemców długo nie było. Przyszli Ruscy i zaraz odeszli za Bug, za granicę.

Nie staraliście się wziąć władzy we własne ręce?

Nie, jak było, tak zostało.

Jaki porządek nastał za Niemców?

Utworzona została gmina, wybrano wójta. Został nim Ukrainiec, przyjechał z Hrubieszowszczyzny.

Został wybrany czy mianowany przez Niemców?

Nie wiem, byłam wtedy w szkole. Przed wojną wójt pochodził z naszej wsi. Troszkę wójtem był wtedy także mojego taty brat.

Jak zorganizowano szkołę?

Od razu, jeszcze w 1939 r. Nauczyciel kwaterował u nas, bo tato trochę pomagał. Potem była nauczycielka Biłyk, jej ojciec był dyrektorem gimnazjum. Pewnie wyjechała przed frontem, wtedy uciekali wszyscy z Galicji czy z Wołynia i dzięki temu u nas prawie w każdej wsi był ukraiński nauczyciel.

Ludzie tego chcieli?

Tak, chcieli i wprowadzali. Odrodziło się życie kulturalne, wystawiano sztuki teatralne. Powstał chór, do Włodawy jeździł wozem. Była „samostijna” [Ukraina], ale potem wszystko uległo przerwaniu.

Wspominała pani o grobie…

Został usypany w 1940 r. w Horostycie koło cerkwi, koło wielkich kasztanów, krzyż brzozowy, tryzub, bardzo wysoki, i napis „Bojownikom o wolność Ukrainy”. Byli chyba dwaj księża, z Horostyty i Lubenia. Na poświęcenie piechotą przyszła z Włodawy cała szkoła. Po froncie Polacy rozkazali ludziom rozebrać tak, żeby śladu nie zostało. I śladu nie ma.

Horostyta była świadomą wsią?

Świadomą, wiele osób chodziło do szkoły we Włodawie, chociaż trzeba było trochę płacić, potem do Chełma.

Niemcy zabili kogoś z Krzywowierzby?

Z naszej wsi nikogo nie wywieźli na roboty ani nie zabili, bo policja, która gdy kogoś wzięła z całej gminy i trzymała w naszej piwnicy, to wypuszczała. Polska policja była w sąsiednim budynku, chyba trzech naszych i trzech Polaków.

Z Krzywowierzby?

Policja od nas nie była, jeden z Krzywowierzby, ale we Włodawie, Januszewski Omelan, potem dostał się do Anglii i Ameryki.

Czy ktoś od was służył w dywizji „Hałyczyna”?

Nie, tylko Juszczuk służył w jakichś „czarnych”. Służył potem w UPA, i jego córka też. Mój tato służył w wojsku Petlury. I mój chrzestny ojciec Stepan Hut.

            Mój ojciec nie służył ani w UPA, ani w Wojsku Polskim, ale jest obciążony za to, że był świadomy. W 1939 r., jak tylko weszli Niemcy, zbieraliśmy akurat siano, jak on usiadł ze mną i zaczął opowiadać, kim jesteśmy. Zaprenumerował „Wiadomości Krakowskie”, zjawiły się książki.

Co powiedział wtedy tato?

Wszystko zrozumiałam, bo jeszcze 2 lata przed wojną chodziłam do polskiej szkoły w Chełmie. Został zabity…

Proszę opisać, jak się to stało.

Zamęczyli go pod Chełmem, nawet nie wiem, gdzie. Mama cierpiała, nie chciała niczego opowiedzieć. A tato był dobry, pomagał ludziom jako agronom. Więcej opowiedziała Januszewska z Krzywowierzby. Mówiła, że drutem kolczastym go związali… Zawieźli go pod Chełm, powiedzieli ludziom, że złapali partyzanta. Wzięli wtedy 2 Polaków i 3 Ukraińców. Wypuścili ich.

Kiedy poszła pani do szkoły ukraińskiej?

Jak tylko zorganizowali szkołę we Włodawie. Tato mnie wysłał i siostrę też. Brat chodził do Chełma. Nas było w domu sześcioro.

Inni rodzice też wysłali swe dzieci do ukraińskich szkół?

Całkiem sporo, z 10 do handlowej we Włodawie, do gimnazjum w Chełmie mniej. Tam więcej poszło z Horostyty, bo w Chełmie było jeszcze technikum, seminarium nauczycielskie i szkoła handlowa. Ma odbyć się zjazd uczniów…. Mieścił się w ładnym budynku na Czarnieckiego, potem Niemcy urządzili tam szpital, a nas przenieśli do starego budynku, gdzie chyba mieściła się handlówka. W końcu i ten budynek zabrali. Ostatnią matura przypadła na 1944 r., ja zdałam ją w 1943 r.

Kogo pani zapamiętała?

Był Rudkowski, potem przepadł, Rudnicki. Rudkowskiego wsadzili mi potem do zeznań, chociaż go tylko raz widziałam. Przyszła wiadomość, że ma nadejść oddział „Czausa” i żeby odnieść gryps do nadrejonu.

Gdzie mieścił się nadrejon?

W Lacku, daleko. Rozpieczętowałam gryps. Przynieśli po obiedzie, a wieczorem miało być spotkanie. Poszłam z Marią Koszeluk i jeszcze jedną, Wirą. Daliśmy znać i nadrejon nawiązał łączność z oddziałem. I wtedy spotkałam tam Rudkowskiego, pochodził z Hrubieszowa.

Było nas dużo w tej szkole, z 40 osób. Nina Wawryszczuk przepadła na Hrubieszowszczyźnie z jednym prowidnikiem, bo zostali wydani, w II nadrejonie, całe kierownictwo zginęło. Ją Niemcy wyrzucali ze wszystkich szkół za działalność. Byli też dwaj bracia Bondaruk: Jakub zginął w Karpatach, poszedł na szkolenie, Michał dostał się do Australii. […]

Co nastąpiło po maturze?

Zdałam ją w 1943 r., wróciłam do domu, trochę pracowałam w gminie, o pracę było trudno. Proponowano mi zakładać przedszkola po wsiach, ale nie poszłam ze względu na sytuację.

Utrzymywała pani kontakt z OUN?

U nas w OUN był Iwan Szamryk, Jakub Bondaruk, Maria Juszczuk. Przywoziłam literaturę z Chełma, bo miałam zaświadczenie na przejazd koleją. Brałam ją od Luby Juszczuk.

            […] Zorganizowałam przedstawienie teatralne, ale wkroczyła polska partyzantka i rozegnała strzałami w sufit. I tak wszystko ucichło, zbliżał się front.

             W naszym domu była polska milicja, a w sąsiednim wojenna komendantura sowiecka. Pracował tam w ochronie nasz z Wołynia, naszym chłopcom broń przekazywał, co ludzie oddawali. Przeszedł do lasu, jako pierwszy na naszym terenie został aresztowany za UPA, jeszcze w 1944 r. W śledztwie pytali, dlaczego do mnie przychodził.

Jak organizowało się  nasze podziemie?

Z naszych ludzi. […] Zaczęło się tworzenie Związku Młodzieży Polskiej. Miałam uczyć w szkole, potem otrzymałam zaproszenie do Włodawy na posiedzenie Rady Narodowej. Delegował mnie nasz ZMP. Posiedziałam, wybrali mnie do zarządu powiatowego. Zobaczyłam, że nie tędy droga i jak trafiła się okazja, przeszłam do podziemia.

Jak to się odbyło?

Przyjechał jeden z NKWD przesłuchiwać mnie o naszych chłopcach. Inne rzeczy się też uzbierały, ziemia paliła mi się pod nogami, więc żeby zgubić ślady pojechałam do Chełma, a stamtąd zgłosiłam się do Holeszowa, miałam tam kontakt. Do rodziny wysłałam list, że zgłosiłam się do pracy w armii radzieckiej. Siatka już istniała, mieliśmy też mały oddział, bojówka Skrzyńskiego [Eugeniusz Skrzyński „Czorny”, „Chmara” – założyciel siatki OUN na Podlasiu w 1945 r., pierwszy referent polityczny nadrejonu „Lewada” – B.H.] z Lubiczyna, „Czornego”, który był prowidnikiem, tylko że jak wstąpiłam do podziemia, on już nie żył, nie wiem, jak zginął.

Wcześniej miałam spotkanie z oddziałem „Czausa”, o czym wspominałam. Spotkanie oddziału z siatką nastąpiło w lesie między Zamołodyczem a Holą. To spotkał się nasz nadrejonowy Punda, pochodził z Krzywowierzby.

            Do podziemia poszła Maria Chrol z Holeszowa, jej dwaj bracia, o których pisze ten cały Pająk [Henryk Pająk – historyk polski, autor m.in. Za samostijną Ukrainę, Lublin1992 – B.H.]. Jeden zginął, drugi został skazany, a ona zginęła z rannym, którym się opiekowała. Ja wtedy już siedziałam i nie było od kogo dowiedzieć się, jak zginęła.

W Holi jest pochowanych 3 naszych, stryjeczny brat Rynkowskiej, ktoś ich zdradził, jak w Turnie poszli się kąpać. Przywieźli ich do Holi, żeby ludzie poznawali. Kim byli ci dwaj oprócz Rynkowskiego, nie wiadomo. […]

Kto stał na czele bojówki?

„Wołodia”, Romaniuk z Turna. Miał 3–4 przy sobie, „Miszę”, „Małego”. Dowódcą był też „Czumak”, miał ludzi. Oprócz tego kilka osób w intendenturze, zaopatrywali wojsko. […]

Co było dalej?

Jak przeszłam do podziemia, już był u nas ranny nauczyciel z oddziału „Czausa”. Nie mogłam patrzeć się na krew, jak umiałam, tak go zabandażowałam. Zawieźli go do lekarza do Wisznic. Lekarz współpracował, Polak, ale akowcy czy WiN go wyznaczył [do pomocy]. Innego razu byłam u niego z chorym wenerycznie i całą bojówką „Czumaka”. Chłopak ten był ładny, nie jedną namówił i nie jedna zachorowała. Jak wracaliśmy, obstrzelała nas polska bojówka, pewnie nie wiedziała, kim jesteśmy. 

            Nasi razem z akowcami napadli na więzienie w Białej Podlaskiej czy Włodawie i wszystkich wypuścili. Polacy nam pomagali, więc trzęsie mnie, jak o nas piszą. Tak, została zabita dziewczyna, ale to inna sprawa. Pochodziła chyba z Bokinki, zapoznała się z Polakiem. Miała mu donosić i została ukarana. To chyba można było zrobić inaczej… Zginął jeszcze jeden nasz, ale z Polaków nie zginął nikt. Zginął dowódca bojówki administracyjnej, przez przypadek. Spoczywa w Dobrzance. Pochodził z Turna, stamtąd wielu chłopaków służyło.

Idźmy dalej.

Jak dołączyła Maria Chrol „Zirka”, wzięła rannego pod swoją opiekę. Z Hrubieszowszczyzny przyszła Afanazja Antoniuk „Mała”. Przyniosła pocztę i została jako sanitariuszka. Gdy nas aresztowano, one były w sąsiednich stodołach, wojsko o tym nie wiedziało, ktoś  ich wsypał.

Jak się zorganizowaliście?

Były cztery rejony, w każdym rejonowa z miejscowych świadomych dziewcząt. Pod Włodawą była Marusia Fik, na północy „Orysia”, na południu, jak Hola, Krzywowierzba była taka „Łesia” z Galicji, co mieszkała w Choroszczynce u Pasternakowej, której męża zabili. Poszliśmy po nią do Pasternakowej i wstąpiła do nas. Dużo chłopaków z Galicji było u „Czumaka”.

Ja byłam przy nadrejonie, jako nadrejonowa zajmowałam się lekami z ramienia Ukraińskiego Czerwonego Krzyża. Jeździłyśmy po leki, nawet do Warszawy. Śledczy potem pytał się, po co było nam tyle leków, jak dla całej armii.

Gdzie najczęściej pani przebywała?

Lack, Holeszów, niekiedy Matiaszówka. Zdarzało się jednak pokonywać i 40 kilometrów. Najgorzej było iść z powrotem z południa,  bo po drodze był teren bez naszych ludzi. Jak było trzeba, byłyśmy łączniczkami, ale u nas nie było ich tak dużo, jak u Polaków, u których każda bez przerwy to łączniczka i łączniczka…

Jak odbywały się odprawy?

Zwoływał je „Wołodia”. Przychodził „Hrab”, który odszedł z oddziałem „Czausa”. Nie wiem, jaką funkcję miał „Hrab”, ale załatwiał bardzo dużo spraw. Z propagandy przychodził „Czub”, to znaczy Szamryk z Krzywowierzby.

Kto jeszcze?

Z SB nie było jakby nikogo, bo „Wołodia” był i komendantem, i prowidnikiem. Dopóki był „Hrab”, to miał swoją grupę, i to on najwięcej zdziałał, dopóki u nas był. Odprawy najczęściej były w Holeszowie i Lacku, stolicą był Holeszów, ale zachodziło się i do Matiaszówki. Z drugiej strony to za dużo nie chodziliśmy, bo ludziom tak zupełnie wierzyć nie było można.

Co zdołał zdziałać „Hrab”?

Zdobyliśmy pieniądze w Parczewie. Najpierw pojechał on sam i zrobił zwiad. Obejrzał ten bank i kilka  dni potem w biały dzień poszli nasi i zabrali.

            „Czumak” na początku także chodził po całym terenie, prowadził propagandę aż pod Terespolem, w polskich mundurze, robił zebrania jako polskie wojsko i opowiadał ludziom, kim jesteśmy, otwierał im oczy, ale co potem strzeliło mu do głowy, że się poddał?…

Jak ludzie na to reagowali?

Nie byłam, to nie powiem. Dobrze, że to było na początku, bo potem „Czumak” wszystkich by rozpracował.

Jak potoczyła się akcja w Parczewie?

Napchali pieniędzy cały wór. Sortowaliśmy je w Holeszowie. Przekazano je intendentowi na żywność, na leki.

Jaki był „Czub”?

Bardzo dobrze się konspirował, nie wiadomo było, kiedy gdzie jest. Byłam u niego tylko raz! Miał jednego do ochrony i sekretarkę. Trudno było o więcej ludzi. Później dołączył jeszcze jeden, Michał Bondaruk. Mieli powielacz, radio, dużo mogli stracić. […]

Gdzie utrzymywaliście rannych lub chorych?

Bunkrów nie mieliśmy, w stodołach. Nasze „bunkry” były tylko zimą w sianie. Pamiętam, jak „Zirka” robiła zastrzyk „Osypowi” i upadła jej igła. Szukała jej ze dwa dni i znalazła! Można jednak igłę znaleźć w stogu siana.

Ilu było rannych?

Był „Nezabuty”, ranili go, jak przechodzili przez Chełmszczyznę. Był ranny w nogę „Osyp”. U nas nie było wielkich walk. Polacy bali się iść, bo propaganda głosiła, że nas jest nie wiadomo jaka siła. Nas nie mogło być dużo, jak z propagandą chodzili po kilkadziesiąt kilometrów ci sami ludzie. Tylko po wsypie „Czumaka” było dużo aresztów, ale został zabity.

Był bój, jak zatrzymaliśmy się kilka dni w stodole z rannym, aż przyszedł oddział, żeby go przenieść. A Polak zameldował. To sama rodzina była winna, bo mieli porachunki. I nad ranem przyszło UB. Zginęła matka, bo UB potraktowało to jako ich prowokację.

Jak doszło do pani aresztowania?

Razem z „Orysią” przekopałyśmy w dwóch wsiach skrzynki z lekami. Ktoś był w Zabłociu i doniósł, że zebrało się tam wojsko. Nie wiadomo było, czy pójdą z obławą i w jakim kierunku. Poszłyśmy do rannych na kolonii w Międzylesiu. Nagle nasza stodoła została okrążona. Słomy nie było dużo, bo to był sierpień. Wlazłyśmy pod snopki. Przyszli i nas wyciągnęli, „Orysia” mówiła, że ją to za warkocze. Mnie znaleźli pierwszą. Zabrali nas i powieźli do Zabłocia. Tam pierwsze śledztwo. Nie przyznałam się, kim jestem. Miałam jeszcze nadzieję, że uciekniemy. […] Przesłuchanie trwało z 3–4 tygodnie. Odbyła się konfrontacja. Na szczęście „Czumaka” nie było, nie mógł nas poznać.

Jaki był przebieg śledztwa?

Najpierw się nie przyznawałam, ale jak przewieźli mnie do Białej i zobaczyłam znajome dziewczęta, to musiałam się przyznać. Wymyśliłam jakiś oddział, pseudonim, i drugi oddział, a ja jako łączniczka. „Gdzie się spotykaliście?” – „Pod mostem w…”.  I podałam nazwisko jednego, który wyjechał do Rosji. W końcu, bo „Czumak” powiedział, że byłam w UCK, za mnie się wzięli. Nie przyznawałam się, że jeździłam po leki, a tylko że je przekopywałam z miejsca na miejsce. Wskazałam miejsce, ale w zeznaniu tego nie ma.  

Przewieźli mnie samą do więzienia w Białej. Cela jedynka, spędziłam w niej sama całą zimę. Idzie oddziałowa, a ja nie wiedziałam, że to oddziałowa, na dodatek Ukrainka z Borsuków. Ta się patrzy na mnie: „Popa córka”. „Jakiego popa!?” – mówię, ale ta swoje. Odpowiedziałam jej tak, że mnie znienawidziła. Spałam na betonie pod własnym warkoczem.

Inspekcja. Cały oddział został postawiony na baczność. Wchodzi… mój kolega ze szkoły. Oniemiałam. Wszyscy się mu meldowali, a mnie zatkało. Iwan Misiura, z technikum w Chełmie. Ten zorientował się, o co chodzi i ich wyprosił. Zamknął drzwi. „Dlaczegoś ty sama?” – „Nie wiem…”. Wiedział, że powinno nas być dwie. A to nas tak oddziałowa rozdzieliła. „Co ci trzeba?” – „Jestem bosa”. Jego sekretarka dała mi kapcie. Po inspekcji przyciągnęli dla mnie łóżko. I jakąś Polkę. Następnego dnia oddziałowa zabrała łóżko. Do wiosny znowu na warkoczu na betonie.

Był dobry [pracownik] polityczny, młodziusieńki. Siedzę sama, on przychodzi. „Umiesz robić na drutach?” – „Umię”. Przyniósł nitek i zrobiłam jego matce sweter, inaczej to by zwariować przyszło.

Po zakończeniu śledztwa przekazali mnie do celi z dziewczynami. Pewnego razu wywołał mnie zastępca naczelnika. Powiedział, że zabili mojego ojca.

Dowiedziałam się, że z bronią poddał się „Biły”, donosi. Pochodził z Międzylesia, chyba Lewczuk. Był w bojówce, uciekł, bo się bał. […].

Tatę zamordowali mi po tym, jak został zabity Świerczewski. […]

Proszę opisać sąd.

Pół godziny, sądzili 5 dziewczyn i 1 chłopca. Przeczytali. Winni. „Przyznajecie się?”   – „Przyznajemy”. Dostałam 12, Ola 10, inni po 5 lat. „Biły”, co się poddał, też 5 lat.
„Inni” to kto?

Kobylewska Antonina, ale oni tylko pomagali. Maria Chmeliuk, Korneluk Maria, która pracowała w gminie i wystarała się o powielacz, i Wira.

Jak to było z tym powielaczem?

Tylko zostawiła okno na noc otwarte, i przepadł. Kto mógł o tym powiedzieć? Może „Czujka”, Mikołaj Iwaneć z Krzywowierzby, który siedział w propagandzie..? Wielkich aresztowań nie było…

KOMENTARZE

We wspomnieniach Iwana Szamryka opublikowanych w tomie IV „Nadbużanszczyny” (Lwiw- Toronto 2004, s. 760-784) na str. 764 pominięty został fragment na temat Bud’ki (zob. wyżej: Historia, Wiek XX), obecny w przedruku wspomnień Szamryka z „Do Zbroji” we wspomnieniach Łewa Rybczyńskiego (zob niżej: Bibliografia).

W monografii Andrzeja Wawryniuka „Powiat włodawski” nie ma informacji o akcji „Wisła”.

BIBLIOGRAFIA

P. A. Czyż, Nieznane dzieje Ziemi Włodawskiej podczas II wojny światowej. Wspomnienia Józefy Mikołajczykówny – łączniczki Zgrupowania Partyzanckiego „Jeszcze Polska nie zginęła”, Radzyński Rocznik Humanistyczny, t. 16, 2/2018.

Powiat włodawski w XX wieku: pdf.

W. Rybczynśkyj, Na chołmśko-pidlaśkyj kraj pohlań…, Lwiw 2007.

W. Serhijczuk, Ukrajinśkyj zdwyh: Zakerzonnia 1939-1947, Kyjiw 2004.

Skorowidz miejscowości Rzeczypospolitej Polskiej, t. IV, województwo lubelskie, Warszawa 1924, s. 118–122.

A. Wawryniuk, Powiat włodawski. Historia, geografia, gospodarka, polityka. Monografia miejscowości, Chełm 2000.