ПАВЛОКОМА (pol. Pawłokoma) – do 1947 r. wieś ukraińska w powiecie brzozowskim. W 1939 r. liczyła 1370 mieszkańców: 1030 Ukraińców, 170 Polaków (w tym 100 kolonistów), 160 ukraińskojęzycznych rzymskich katolików, 10 Żydów [Kubijowycz, 108].
DOKUMENTY
Fragment sprawozdania terenowego referenta OUN o mordach oddziałów byłej AK na Ukraińcach w Pawłokomie
[…] 28.2.1945 roku Polacy zrobili pierwszy skok na Pawłokomę. Przyszli od strony Dynowa i Dylągowej. Grupa od Dynowa nie zabijała ludzi tylko grabiła bydło, sprzęty gospodarskie i odzież, wybijała okna. Grupa od Dylągowej zabiła 18 osób. Przyjechali z nimi starsi gospodarze z żonami, którzy rabowali bydło i cały majątek domowy, a potem wieźli to w stronę Dylągowej.
2.3.1945 roku od strony Dylągowej nadeszła banda polska, w tym i kobiety. Zrabowali około 20 domów i zabili 6 osób.
3.3.1945 roku raniutko wieś została okrążona i już o godzinie 5. zaczęła się robota milicji z Dynowa i cywilnych Polaków z okolicznych wsi: Sielnica, Dylągowa, Bartkówka, Dąbrówka i Dynów. Były z nimi kobiety i dzieci, pomagając w rabowaniu wsi. W cerkwi właśnie odprawiono mszę świętą. Polacy zaczęli zganiać ludzi do cerkwi. Mężczyzn zabijali na miejscu. W cerkwi oddzielili osobno kobiety i osobno mężczyzn. Ostatnie kobiety i dziewczęta wyprowadzili pod cerkiew, mówiąc: „Z tej cerkwi będzie [brak dalszej części].
Źródło: AIPN Rz 072/1, t. 2, [Wisti z terenu, b.d.], k. 288.
10 października 1945, m.p. – Fragment aktu oskarżenia Polaków winnych mordu na Ukraińcach w Pawłokomie przygotowany przez członka administracji Okręgu I Kraju Zakerzońskiego „Sokoła”-„Bohdana”
[…] Ukraińcy z Pawłokomy, którzy zginęli na stacji w Dynowie z rąk polskich bandytów: Mudryk Iwan, Trojan Jarosław – zamordowany we wsi Bartkówka kolo stawu; Poticzny Wołodymyr – złapany i zamordowany w Pawłokomie – został złapany przez Pyrdę Karola i przekazany Łachowi Tadeuszowi i Rudewskiemu Tadeuszowi, którzy zaprowadzili go do lasu i rozstrzelali w lesie pawłokomskim; Nestoriwski Kyryło, złapany w Dynowie koło stacji; Mudryk Wołodymyr, złapany w Bartkówce przez Ludwika Krzysztela z Bartkówki; Waciak Olha, złapana w Chodorówce; Łańczak Wolodymyt, złapany w Dynowie i rozstrzelany w lesie pawłokomskim; Kosztowski Osyp, Mudryk Andrij i dwaj nieznani, złapani w Dynowie na stacji – zaprowadzono ich do lasu pawłokomskiego i tam zamordowano; Szpak Roman zamordowany we wsi Bartkówka, Mudryk Stepan zamordowany w Dynowie, Sadżuha Wołodymyr i Kuraż Lubomyr zamordowani w Ryszowie (przysiółku wsi Dąbrówka), Basarab Marija, złapana we wsi Bachórz, a zamordowana w Dylągowej. […]
Źródło: Akt obwynuwaczennia polakiw pryczetnych do znyszczennia ukrajinciw, w: Polśko-ukrajinśki stosunky w 1942–1947 rr. u dokumentach OUN ta UPA, red. W. Wiatrowycz, t. 2, Lwiw 2011, s. 891–892. Tłumaczenie z języka ukraińskiego.
Tłumaczenie na język polski relacji Aleksandry Poticznej o mordzie na Ukraińcach we wsi Pawłokoma, zamieszczonej w zbiorze „Peremyszl zachidnyj bastion Ukrajiny” z 1961 r.
Po odejściu Niemców w 1944 r. wybrano w Pawłokomie gminną Radę, składającą się z samych Polaków, zamieszkałych w polskiej kolonii Kaczmarzówce. Ukraińcy, których była we wsi większość, przyjęli ten fakt spokojnie, chociaż z przykrością. Polacy od razu zaczęli wprowadzać swoje porządki. Najpierw zabronili chowania zmarłych na nowym cmentarzu, znajdującym się na polskim (niegdyś folwarcznym) gruncie i zamknęli drogę do niego. Trzeba było kierować pogrzeby na stary, dawno już przepełniony i z tego powodu zamknięty cmentarz. Milicjanci z Dynowa przychodzili stale, ale zamiast pilnować ładu i porządku we wsi szykanowali ukraińską ludność za np. trzymanie w izbie portretów i obrazów ukraińskich: Tarasa Szewczenki, wjazdu Bohdana Chmielnickiego do Kijowa itp. Zaczęły się więc obustronne zaczepki, napady na wieś band z Bartkówki i Dylągowej, we wsi zaczęły się grabieże. Padły pierwsze ofiary. Zamordowano Andrija Aftanasa ze Stawisk, Iwana Szpaka zabrano do Bachórza, tam zamordowano i wrzucono do Sanu.
W tym czasie zostali aresztowani przez milicję (bez podania powodów): Wojtko Aftanas, Fedko Aftanas, Mychajło Steć, Iwan Kril, Josyp Fedak, Mykoła Trojan, jego syn Stefan Watciak z synem Włodkiem, Antko Trojan, Sewerko Romanyk, Josyp Sadżuga. Odwieziono ich do więzienia w Brzozowie a zwolniono po wykończeniu Pawłokomy.
Napady na Pawłokomę nasiliły się w grudniu 1944 r. Bolszewicy prowadzili wówczas w Pawłokomie ćwiczenia wojskowe. To w pewnym stopniu powstrzymywało Polaków przed większą akcją, chociaż bolszewików nie było we wsi dużo. Na Trzech Króli 1945 roku bolszewicy odeszli. Niebawem przyszedł do wsi z Dąbrowy oddział w bolszewickich uniformach. Niewielki – około 60 ludzi. W tym czasie przejeżdżali przez wieś Polacy z Dynowa, Gerula ze szwagrem Gąseckim, który miał się żenić u Antka Trojana, wieźli mąkę na wesele. Wspomniany oddział zabrał ich obu a dodatkowo innych Polaków: Radonia Kacpra, Ignacego Wilka, Antka Trojana z Sawczyny, Diabła i Katarzynę Kosztowską. Powieźli wszystkich w kierunku Jawornika. Później Polacy twierdzili, że był to oddział UPA, który rozstrzelał zebranych w jawornickim lesie. Należy przypuszczać, że był to oddział bolszewicki, a fałszywe wiadomości rozsiewano w celu prowokacji. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Matki z Dynowa, Gosęcka i Gerulowa, było kilkakrotnie u popa Pawłokomie, aby zaapelował o wydanie ciał pomordowanych.. To nie miało sensu, gdyż Jawornik leży daleko od Pawłokomy (…) Wówczas „rozżalone” mamy udały się do starostwa w Brzozowie. W starostwie podobno powiedziano im: Możecie sobie robić z Pawłokomą, co chcecie. Wszyscy Polacy z Pawłokomy i okolicy zebrali się w niedzielę, pod koniec lutego 1945 r., w Dynowie na poufną naradę. Następnego dnia wszyscy Polacy z Pawłokomy opuścili wieś i poszli do sąsiednich wiosek. Po ich odejściu okoliczne wioski rozpoczęły serię napadów na Pawłokomę, uczestniczyły w nich Dylągowa, Bartkówka, Sielnica, Bachórz, Bachórzec i miasteczko Dynów. Zorganizowane bandy otaczały Pawłokomę, chodziły po chałupach rabowały, co popadło. Na wiadomość o zbliżaniu się band ludzie schodzili kryjówek lub uciekali do cerkwi, mieszkania zostawały puste. Pierwszym spalonym domem był dom Antka Kosztowskiego. Pierwszą ofiarą była Zofia Szpak. Zastrzelił ją dylągowiec, do którego zdążyła jeszcze krzyknąć: Staszku, za co mnie zabijasz ? Usłyszała to jej mama, Rozalia Szpak i wyrwała wnuka z rąk dylągowca, gdyż i jego chciał zabić. Dziecko i siebie wykupiła za 600 rubli, które otrzymała od bolszewika za konia.
3 marca 1945 roku o godz. 4 rano ci bandyci razem z Polakami, którzy w poniedziałek opuścili wieś w poniedziałek i zdążyli już powrócić, otoczyli wieś ze wszystkich stron i zaczęli ją niszczyć. Spędzali ludzi do cerkwi, straszliwie bijąc po drodze. W cerkwi zostawili kobiety w ciąży i z dziećmi do 4 lat, resztę pędzili na cmentarz, stawiali nad wykopanymi w nocy dołami, rozstrzeliwali i od razu zasypywali. Po drodze na cmentarz także niemiłosiernie bili. Jeszcze koło cerkwi owinęli drutem kolczastym gołego Sewerka od Waciaka i bili kołkami tak, że krew ciurkiem leciała. Popa Wołodymyra Łemcia – według relacji kobiet, które były w cerkwi – wyprowadzili na cmentarz bartkowianie i dylągowianie. Przyszli do cerkwi i krzyknęli do popa błogosławiącego ludzi: Rzuć to, bo to nam i tobie nie jest już potrzebne ! Wyprowadzili go za cerkiew pod lipy, bili tam kołkami i cepami, potem wyciągnęli na cmentarz i zastrzelili. Matka jego, żona i dzieci siedziały w cerkwi na schodach przed ikonostasem. Później pędzono je z innymi kobietami przez Birczę, skąd UPA zabrała wszystkich do Przemyśla.
Moi chłopcy: Mychajło (20 lat), Julko (17), Iwaś (15), Bohdan (7) przekradli się do babci, a Lubko (19 lat) był w kryjówce u Petra Nestorowskiego. Był tam i 6-letni syn Piotra, Oleh. Usłyszeli taką rozmowę: Tej chałupa, nie ruszać, bo tu nie ma Ukraińców. Na strychu u Iwana Mudryka byli: Antin Basarab, Izydor Strejko Petro i Iwan Mudryk (właściciel chaty) Bohdan Dziwik. Słyszeli, jak syn miejscowego Polaka, Władka Kowala, Józef chwalił się: Jakem dał wujkowi dwa strzały, to ino nogami zagrzebał. Wujkowo, czyli Petra Nestorowskiemu, ukrytemu pod szopą, na którą napadł Kowal z bandą.
Moich synów, którzy uciekli do babci, zabrali na cmentarz i tam ich zastrzelili. Ja z mężem i Katrusią byłam w kryjówce w swojej szopie-stajni. Tam leżała słoma na powale i myśmy się pod nią wsunęli. Stąd nie tylko było widać, lecz i słychać, jak Polak Ludwik Potoczny, wraz z innymi wyprowadzał nasze bydło z chlewa. Wówczas Ludwik powiedział: Tu szukajcie, oni są gdzieś tutaj schowani. Kiedy wreszcie zagrozili, że będą rzucać granaty zapalające, mąż powiedział do mnie: Wyłaźmy, bo się spalimy. Wyszliśmy, zabrali nas sielniczanie. Nie mogłam iść, więc wzięto mnie na wóz, mąż też się przysiadł. Przywieźli nas do cerkwi. Mnie sielniczanie odstawili na bok. Wówczas przystąpiła do mnie Rózia z Bartkówki i ściągnęła chustkę z głowy. Kiedy zapytałam: Po co to bierzesz? – odpowiedziała: Wam już nic nie trzeba, przyszedł na was koniec.
Męża odstawili pod szopę Waciaka. Tam go obszukali, a mnie, po wyprowadzeniu pozostałych ludzi na cmentarz, zagnali do cerkwi, gdzie już były kobiety z dziećmi. Jeszcze spod cerkwi wiedziałam, że mego męża dołączono do ostatniej grupy prowadzonej na cmentarz. Na czele tej grupy wszedł Iwan Karpa, bez koszuli, z wyciętym krzyżem na piersiach, z którego leciała krew.
Opowiadała potem Aleksandra Fedaczka, że mój mąż i Pawło Poticznyj zasypywali doły na cmentarzu. Rózia Dziaczyńska z Romanyków opowiadała mi, że słyszała od Katarzyny Bułdys, iż ta widziała, mego męża zastrzelonego na cmentarzu, lecz jeszcze niepochowanego. Pomordowanych a nie pochowanych jeszcze ludzi musieli grzebać ci Polacy, którzy zostali, jak Stach i Wawrzko Ślączka oraz Pantoł. Zmuszono ich, by pościągali trupy ze wsi. Wszystkie trupy z Karpówki, Nesterówki i Ślączkówki powrzucali do bunkra na polach nesterowskich. Nakazano im również oczyścić cerkiew z krwi.
W poszczególnych chałupach było dużo trupów, bo rozbestwiona banda strzelała bez litości. Razem z bandami z okolicznych wiosek mordowali miejscowi Polacy. Im przypadła kierownicza rola – pokazali obcym, gdzie szukać Ukraińców. Niemal wszyscy miejscowi z rodzinami, łącznie z nieletnimi, mordowali sąsiadów, a nawet krewnych. Szowinistyczna wściekłość doprowadziła do tego, że mąż wyrwał żonie z rąk własne dziecko, a ją – Ukrainkę – wydawał na śmierć! Oto „przodujące” w zabijaniu rodziny polskie z Pawłokomy: Władysław Kowal, bracia Kaszyccy, Ulanowscy, Ślączka, Teodor Rudawski (jego syn zginął później w UPA) i z Dylągowej cała zgraja wychowanków proboszcza Stylińskiego, rozwydrzonych bartkowian, dynowian, przechrztów sielniczan oraz miejscowych kolonistów – przybłędów z Dylągowej. To oni ponoszą winę za przelaną krew, która wsiąkła w ziemię ukraińskiej Pawłokomy.
Wykańczanie Pawłokomy, w: M. Siwicki, Dzieje konfliktów polsko-ukraińskich, t. III, Warszawa 1994, s. 288–292.
Fragment relacji Andrija Łemcia o mordzie na Ukraińcach w Pawłokomie dokonanym przez oddział DSZ pod dowództwem Józefa Bissa „Wasława”
Jestem synem Wołodymyra Josyfa Łemcia, zabitego przez Polaków 3 marca 1945 roku we wsi Pawłokoma koło Dynowa, gdzie mieszkaliśmy i gdzie ojciec wykonywał obowiązki duszasterza. Na początku marca 1945 roku Polacy po raz pierwszy napadli na naszą wieś i ograbili jej mieszkańców. Zabierali ludziom krowy, świnie i majątek domowy. Właśnie w tym czasie byłem w sąsiednim domu ze swoim rówieśnikiem Andrijem. W domu znajdowała się jego młodsza siostra i babcia. Patrzyliśmy przez okno, jak Polacy z automatami ładowali świnie na wóz. Jednemu z nich nie spodobało się to i strzelił w okno. Kula przeszła przez ramę i trafiła babcię w głowę. Babcia krzyknęła i, skrwawiona, padła na łóżko. […]
3 marca o świcie Polacy znowu napadli na wieś. Nocowaliśmy wtedy u jednej Polki, bo ojcu zdawało się, że tam będzie bezpieczniej. Polacy wszystkich ludzi zegnali do cerkwi, słychać było strzelaninę. Gdy już wszyscy byli w świątyni, [napastnicy] rozkazali ojcu, aby odprawiał Mszę Świętą, a ludziom, żeby szykowali się do śmierci. Następnie podzielili nas na dwie grupy. Mężczyzn na lewo, a kobiety na prawo. Rozzuli mężczyzn, zdjęli z nich lepsze ubranie i wyprowadzili na rozstrzał. Natomiast kobiety po kolei wprowadzali do zakrystii, gdzie obszukiwały je polskie kobiety, potem wyprowadzały je na rozstrzał. Wszystko to widziałem, siedziałem przestraszony w kącie. Wszystkie rzeczy zabrane ludziom ładowali na trzy sanie zaprzęgnięte w siwe konie. W ten sposób napastnicy pracowali do godziny piątej wieczór. Ojca wyprowadzili z cerkwi i poprowadzili do domu. Bili go i pytali się, gdzie schował majątek. Przyprowadzili do ojca jego matkę. Zapytała ich po polsku, za co biją ojca. Babcia płakała i pokazała Polakom, gdzie w piwnicy zakopano co nieco z ubrania. Potem wyprowadzili zakrwawionego ojca w kalesonach i koszuli, aby pożegnał się z rodziną. Nieco wcześniej miejscowi Polacy uprzedzali ojca, żeby z rodziną uciekał ze wsi. jednak on tego nie zrobił, mówiąc: „Gdzie są moi wierni, tam będę i ja”. Wykonywał swoje obowiązki do końca. […]
Źródło: A. Łemcio, s. Pawłokoma, w: Deportaciji…, t. 3: Spohady, Lwiw 2002, s. 96.
HISTORIA
W dniu 3 marca oddział DSZ pod dowództwem Józefa Bissa „Wacława”, wywodzący się ze zgrupowania AK „Warta”, dokonał w Pawłokomie mordu masowego na 366 mieszkańcach narodowości ukraińskiej.
Akcja „Wisła” nie miała miejsca: po mordzie z 3 marca 1945 r. ocalała ludność ukraińska uciekła do sąsiednich wsi.
KOMENTARZE
DZIEDZICTWO UKRAIŃSKIEJ KULTURY MATERIALNEJ
CERKWISKO
CMENTARZ
Fotografie z lata 2006 r.: cmentarz po remoncie.
UPAMIĘTNIENIE ofiar mordu z 1-3 marca 1945 r.
Panachyda, 5 marca 2006 r.
Panachyda 3 marca 2018 r.
Wygnańcy z Pawłokomy w Suszczynie koło Trembowli w obwodzie tarnopolskim Ukrainy.
BIBLIOGRAFIA
Z. Konieczny, Był taki czas. U źródeł akcji odwetowej w Pawłokomie, Przemyśl 2005.
E. Misiło, Pawłokoma 3 III 1945 r., Warszawa 2006.
Даровано життя, щоб правду розказати, pod red. Mariji Pańkiw i Jewhena Misiła, Warszawa 2006.
П.Й. Потічний, Павлокома 1441-1945. Історія села, Торонто-Львів 2001.