All posts by huchenko

Czytanie architektury: „Mrija” w Małastowie wobec „Fallingwater” Franka Wrighta

 

Czytanie architektury: „Mrija” w Małastowie wobec „Fallingwater” Franka Wrighta

Dwa domki letniskowe. Jeden w Małastowie na Łemkowszczyźnie, drugi w Pensylwanii dobrze znanej ruskim emigrantom, w rejonie Laurel Highlands. Piszę o nich, bo kiedy po raz pierwszy zobaczyłem małastowskie „Marzenie” (ukraińska „mrija” to polskie „marzenie”), pomyślałem, że to dzieło AI. O wiele realniejszy wydawał się „Fallingwater”, bo wyszedłem z podświadomego przekonania, że Tam to mogą powstawać budowle przyprawiające o napływ myśli, a u nas nie. O to one pytają? Co mówią?

Zamówiony przez wielkich przedsiębiorców Kaufmannów kamienny i metalowy dom zaprojektowany przez architekta Franka Wrighta stoi nad bogatym w wodę strumieniem Bean Run. Jego fale mówią o przemijaniu, a dom o naszym nieudolnym powstrzymywaniu umierania na kształt Goetheańskiego „trwaj, chwilo” – o ludzkim pragnieniu odroczenia śmierci nas i cywilizacji.

W Małastowie architekt Dariusz Pyrz ustawił swój dom w poprzek potoku. „Mrija” jest drewniana, naśladuje drzewa zwalone nad jarem przez wiatr. Pod „Mriją” woda w potoku sączy się, nie porywa, pozwalając zwrócić uwagę na dwa różne zbocza jaru. Za nimi w głębi spoczywa góra – jedna całość, jedność. Mieszkaniec/mieszkanka w tym domu nie mieszka sam, ma szansę uczyć się, dostrzec Inną/Innego, bo przeciwległe zbocze jest ciągle obecne w pobliżu – należy mu tylko ulec.

Myślenie o spotkaniu dwojga ludzi nie towarzyszy domowi Wrighta, bo strumień pod nim jest jeden i bez przerwy płynie w jednym kierunku, nie pozostawiając śladu na kamieniach tak samo, jak kamienny „Fallingwater” na mieszkańcach…

Źródła fotografii:

„Mrija”: https://www.dosbajka.eu/

„Fallingwater”: https://pl.wikipedia.org/wiki/Fallingwater

 

Paul R. Magocsi, czyli bez Kartezjusza przez Ruś karpacką

Paul R. Magocsi, czyli bez Kartezjusza przez Ruś karpacką

Najpierw cytaty z artykułu amerykańskiego historyka Paula Roberta Magocsiego „Ruś Karpacka: współistnienie etniczne bez przemocy” z 2009 r.:

[…] teren, do omówienia którego zostałem poproszony, w ramach objętego badaniami okresu (od 1848 r. do dziś) był nadspodziewanie wolny od przemocy etnicznej, religijnej i społecznej.

[Wynika w takim razie pytanie o to,] jak Ruś Karpacka mogła stanowić przypadek unikalny […], [gdyż] jeśli nawet nie unikalność, to wyjątkowość Rusi Karpackiej jest oczywista.

O ile za normę stosunków etnicznych uważano przemoc, to Ruś Karpacka może być przykładem, który to neguje i z którym można porównywać lub przeciwstawiać pozostałe wypadki.

+    +     +

„Ruś Karpacka […] bez przemocy” to najbardziej nieprzemyślany ze znanych mi kilkunastu tekstów Paula R. Magocsiego. Profesor zanegował bowiem istnienie przemocy w Rusi karpackiej, nie zwracając uwagi na to, że od Heraklita po Carla Schmitta agresja, mord, przestępstwo, wojna to część cywilizacji, jedna z nieodłącznych cech człowieka, społeczeństwa, państwa. Nie tak dawno Leszek Kołakowski w eseju „Szukanie barbarzyńcy” napisał o tezach takich, jak te zacytowane wyżej: […] nie ma recepty na społeczeństwo bez zła, bez grzechu, bez konfliktu; ideały takie powstają ze zbłąkania umysłu upewnionego o swojej wszechmocy; są więc owocami pychy. Według mnie nie tylko o pychę rzecz się opiera, bo teza o ulokowanej w centrum Europy kulturze i społeczeństwie Rusi karpackiej obywającym się w relacjach etnicznych bez przemocy to wynik braków w wiedzy Profesora z dziedziny socjologii, filozofii polityki, teorii konfliktu, antropologii kulturowej.

Niżej przeanalizuję to, jak Paul R. Magocsi, aby wynaleźć Karpatorusinów, pozbawił m.in. Rusinów z Rusi karpackiej cech społeczno-kulturowych niezbędnych każdemu człowiekowi czy grupie etnicznej albo narodowi, jeśli takowi chcą zaistnieć i trwać. Autor nie zwrócił uwagi na konsekwencje swej tezy, nie podał definicji przemocy, nie odesłał do chociażby jednej książki teoretycznej na ten temat. Stąd bez żadnych przeszkód ze strony innych naukowców jego Karpatorusini od 1848 r. nie tylko obeszli się bez przemocy, ale też niczym nie kompensowali sobie tak istotnego braku w swoim wyposażeniu kulturowym. Warto jednak zapytać Profesora o to, czy Karpatorusini świadomi byli swej nieprzemocowej inności? Co takiego decydowało o tym, że normalna dla Europy przemoc ustępowała akurat na granicy Rusi karpackiej? Jak Karpatorusini mogli się etnicznie wyodrębnić bez przemocy symbolicznej wobec Żydów, Romów, Rusinów, Ukraińców czy bez oporu wobec narodowo obcych państw? Jak możliwe jest, aby czynniki przemocowe powołujące do życia konflikty wśród np. Węgrów i Słowaków, dla Karpatorusinów traciły swą moc? Dlaczego nikt wcześniej nie dostrzegł tej unikalnej w skali Europy cechy?

Karpatorusin, czyli koniec podmiotu

Paul R. Magocsi to profesor, który nie zna Kartezjusza. Nie czytał także Charlesa Taylora „Źródeł podmiotowości”. Gdyby znał tych autorów, to wiedziałby, że istnieć świadomie i odczuwać godność swego istnienia – to następstwa podstawowego przełomu w kulturze europejskiej, który dokonał się w XVII w. za sprawą Kartezjusza z jego „Myślę, więc jestem”. Krótko: jeśli we własnych oczach nie jesteś godzien istnienia albo uznajesz się za nic – nie stosujesz przemocy. Stąd teza profesora Paula R. Magocsiego o braku przemocy jako cechy Karpatorusinów i Rusi karpackiej jest bezmyślna, bo unieważnia swój podmiot: Karpatorusinów i Ruś karpacką. Zdolność do przemocy to jedna z podstaw godności i bycia sobą, wynik upodmiotowienia, sprawczości. Według Anthony’ego Giddensa podmiotowość to stan zdolności do decydowania o sobie, samodzielnego osiągania celów, wywierania wpływu, odczucie przynależności, ale i odrębności wobec innych. Karpatorusini Magocsiego nie istnieli, bo w toku jego wywodu nie widać, aby chcieli stać się podmiotem – świadomie być sobą.

Lektura artykułu przekonuje, że Karpatorusini-bezprzemocowcy Magociego nie wiedzieli, że istnieją, nie rozumieli siebie i swego świata. Autor pozbawił ich instytucji i form reprezentacji, świadczących o świadomym stosunku do swojej karpatoruskości i Rusi Karpackiej. W tej sytuacji brak karpatoruskiej przemocy równa się całkowitemu upodrzędnieniu lub nawet usunięciu ich z dziejów.

Sztuka redukcji

Profesor unieważnił dużo różnych ruskich w Karpatach tak, jakby fechtował karpatoruską brzytwą Ockhama. Z artykułu wynika, że na Rusi karpackiej nikt nie miał wroga etnicznego, społecznego czy wyznaniowego, bo wszyscy bali się państwa. Miała panować spontaniczna, naturalna bezkonfliktowość chłopów, wyczekujących na cokolwiek, co się wydarzy. Karpatoruskość Magocsiego, czyli to inercja dziejowa. Zjawisko to stało się możliwe dzięki zastosowaniu redukcji: aktywnych Rusinów karpackich Profesor nie uznał za Karpatorusinów. W ten sposób oddzielił od Rusi karpackiej znaczne jej połacie w różnych czasie i miejscu. Na Łemkowszczyźnie przestali być Karpatorusinami: 1. twórcy ukraińskiej Republiki Wisłocko-Komanieckiej, 2. strzelcy UPA z kompanii „Chrina” i „Stacha”, 3. członkowie bojówek SB OUN dowodzeni przez Mychajła Fedaka „Smyrnego” i Mychajła Smyrnego „Puhacza”, 4. członkowie internacjonalnej komunistycznej partyzantki z oddziału Hrycia Wodzika; 5. nie był karpatoruski rząd tzw. Republiki Floryńskiej, bo proponował przemocowe rozwiązanie kwestii ukraińskiej; 6. na Rusi karpackiej w 1938 r. powstało państwo Ukraina Karpacka, z którym 7. walczyła tamtejsza rusofilska Russka/Rosyjska Gwardia Narodowa, jej członkowie strzelali do żołnierzy Czechosłowacji i ukraińskiej Siczy Karpackiej – ale, jeśli dobrze rozumiem Magociego, i siczowcy i gwardziści z miejsca musieli przestać być Karpatorusinami, bo nimi był tylko ten, kto nie stosował przemocy.

Niepotrzebna Cerkiew

Za wykreowanie braku przemocy u Karpatorusinów Magocsi zapłacił ich związkiem z Cerkwią, podmiotem ustanawiającym ruską reprezentację wobec rzeczywistości zewnętrznej. Cerkiew pielęgnowała odróżnianie dobra od zła, przechowywała przekaz o Kainie i Ablu, tworzyła obraz grzesznika i wroga. Na tej bazie powstawały świeckie odmiany przemocy, etniczne czy narodowe, ale – jeśli dobrze rozumiem Magocsiego – niekarpatoruskie. Rzeczywiście Cerkiew nie angażowała się w karpatoruskość taką, jak przedstawił ją amerykański historyk, ale nie powinno być to powodem usunięcia jej z dziejów Rusi karpackiej. 

Od Magocsiego dowiadujemy się o tym, że przemoc nie towarzyszyła Karpatorusinom od 1848 r., czyli właśnie od czasu, kiedy duchowieństwo greckokatolickie zaczęło zastanawiać się nad etniczną naturą samych siebie i wiernych. Doszło do wniosku, że Rusini karpaccy byli obiektem przemocy, wypracowując w odpowiedzi koncept „krzywdy”. Duchowni nie musieli dodawać, że za przemoc należy odpłacać przemocą.

Karpatorusin – nowy typ człowieka

Autor nieostrożnie potraktował antropologię. Pominął to, że brak przemocy ciągnie za sobą następstwa. Uzupełniam więc jego tezę o to, że jego Karpatorusini – jako ludzie ze swej etnicznej natury dobrzy i szczęśliwi – świadomie wzbraniali się przed jakimkolwiek gwałtem. Cechowało ich ponadprzeciętne poczucie godności osobistej i poczucie wyższości nad tymi, kto w zapamiętaniu oddawał się konfliktom etnicznym. Czerpali siłę z bezbronności o wiek wcześniej niż Gandhi. Człowiek karpatoruski nie odróżniał dobra od zła, nie był gotów do przemocy, aby bronić np. swego etnicznego „ja” jako swego dobra. A może historia Rusi karpackiej w ogóle toczyła się poza dobrem i złem…?

Zejdźmy jednak na ziemię. Sądzę, że wszyscy chłopi w Europie w XIX w. byli Karpatorusinami, bo nie stosowali przemocy etnicznej. Po prostu bardzo trudno było się do niej uciec, bo na etniczności chłopu nie zbywało. Karpatorusini Magocsiego różnią się od Rusinów, narodu z krwi i kości zamieszkującego Ruś karpacką. Ci Rusini wszelkich odcieni (także ich nieodrodne dziecko-Ukraińcy) byli realni i byli realistami społeczno-kulturowymi: stosowali przemoc wszystkich możliwych odcieni. Znali np. przemoc symboliczną, bo mieli własnych gorszych – Mojżeszowców/Żydów i Cyganów/Romów. Wystarczy poznać prozę Iwana Sylwaja, aby się o tym przekonać, ale Magocsi nie poznał nie tylko klasyków europejskiej myśli politycznej, ale i autorów z własnego kręgu. Apologią przemocy fizycznej stosowanej przez karpatoruskich chłopów na Łemkowszczyźnie wobec etnicznych Polaków była powieść „Szubieniczny Wierch” Wołodymyra Chylaka z lat 70. XIX w. To dzieło posiadało jasne przesłanie, aby użyć siły w przyszłości.

Ruś karpacka, czyli Rurytania…

Brak wiedzy politologicznej dał o sobie znać wszędzie tam, gdzie Autor pisał o państwie. Według Magocsiego od 1848 r. przemoc stosowało wobec Karpatorusinów niemal wyłącznie państwo. Thomas Hobbes, uważający państwo za gwaranta bezpieczeństwa, w tekście nie wystąpił – Profesor bez zastanowienia pominął bowiem drugą stronę medalu: to, ile zrobiło państwo, aby na Rusi karpackiej nie doszło do rozlewu krwi. I nie tylko tam. Co zrobić z wyjątkowością Rusi karpackiej, jeśli w całym pasie pogranicznym Chełmszczyzny i Podlasia też nie doszło do konfliktu etnicznego? Chętnie poznałbym takie miejsce w Europie, gdzie w środowisku chłopskim po 1848 r. bez udziału państwa doszło do przemocy na tle etnicznym. Jaką przemoc etniczną mogła reprezentować Monarchia Habsburgów, jeśli była uniwersalistyczna, ponadnarodowa? Hobbes i inni myśliciele europejscy zmieniliby swe poglądy na państwo, gdyby poznali Ruś karpacką… I wtedy historia Europy mogła potoczyć się inaczej.

Paul R. Magocsi – chłopoman w USA  

Analizowany artykuł zatrzymał się w połowie XIX w., gdy w Europie wschodniej panowało chłopomańskie pojmowanie ludu. Karpatorusini Magocsiego to lud z etnograficznych opisów Kopernickiego, Torońskiego, Kolberga. Profesor pozbawił ich podmiotowości, polityczności, elit, wyobraźni zbiorowej, odczucia wspólnoty, zagrożenia, pojęcia wroga. I przekonuje nas, że chociaż jego bohaterzy byli niczym, to dzięki temu… istnieli.

Magocsi w 2009 r. pisał tak samo, jak „budziciele narodowi” w XIX w., gdyż brakuje mu znajomości współczesnej teorii historiografii. W XIX w. jego teksty o Rusi karpackiej być może miałyby znaczenie inicjujące karpatoruskość, ale w XXI w. nieodzowne jest wykształcenie pozwalające konstruować nowy naród w oparciu nie tylko o ideę narodu, ale także socjologię, antropologię i chociażby namiastki wiedzy filozoficznej. Jasne, że można podążyć karkołomną drogą stwarzania narodu… bez nadawania mu podmiotowości, ale w przypadku Magocsiego braki warsztatowe unieważniały postawione sobie cele.

Magocsi wykreował lud karpatoruski, podporządkowaną masę, która nie miała swej reprezentacji, ale jakoby istniała i działała. To zbliża go do Mychajła Hruszewskiego, ale historyk ukraiński na tyle namiętnie szukał podmiotu politycznego, że z braku ruskich podmiotów, kreował na reprezentanta swego ludu np. książąt litewskich. Paul R. Magocsi nie rozumiał, że konstruowanie narodu koniecznie wymaga podmiotu – nie odnalazł go, więc ominął Kartezjańskie „Myślę, więc jestem” w stosunku do Karpatorusinów oraz siebie jako historyka.

Pierwsza publikacja: Magocsi P.R., Carpathian Rus’: Interethnic Coexistence without Violence, w: Geschichtbilder in den postdiktatorischen Ländern Europas: Auf der Suche nahchistorisch-politischen Identitäten, pod red. G. Besier, K. Stokłosa, Berlin 2009, s. 137–154. Korzystam z tłumaczenie ukraińskiego: П. Р. Маґочій, Карпатська Русь: міжетнічне співіснування без насилля, http://www.historians.in.ua/index.php/en/doslidzhennya/580-pavlo-robert-magochii-karpatska-rus-mizhetnichne-spivisnuvannia-bez-nasyllia-1

Na ilustracji wyżej: Pieter Bruegel (starszy), Ślepcy (1568)

 

Tajemnica Jarosława Biłego „Kryhy”

 

Tajemnica Jarosława Biłego „Kryhy”

Kurinnemu UPA

 Jewhenowi Sztenderze poświęcam

 

W historii poznania rozmów między UPA i WiN w 1945 r. na Podlasiu kryje się jeden błąd, obrastający w badaniach siecią błędów. Ich autorzy powtarzają, że UPA reprezentował na nich pod pseudonimem „Kryha” Serhij Martyniuk. Rzecz w tym, że prawdziwym „Kryhą” był Jarosław Biły… Niżej o tym, jak doszło do tej zamiany w krytycznie ważnym momencie i dlaczego historycy do teraz o niej nie wiedzą.

Sztendera zaciera ślady

Po raz pierwszy od 1945 roku Jarosław Biły został przywołany w 2003 roku. W tomie 39 „Litopysu UPA” Jewhen Sztendera wymienił jego imię i nazwisko jako członka kierownictwa Okręgu III OUN Kraju Zakerzońskiego. Sztendera wspomniał o dotarciu w lipcu 1945 roku na Podlasie oddziałów UPA, z którymi przybył również Jarosław Biły „Milko” – kontroler okręgowego kierownictwa. W innym miejscu uściślił – ale już bez nazwiska Biły – że niejaki „Płastun” miał też pseudonim „Milko”, że był członkiem kierownictwa Okręgu Chełmskiego OUN oraz jego, Jewhena Sztendery, zastępcą. W ramach pobytu na Podlasiu Miał także pełnomocnictwo dowództwa 28. Odcinka Taktycznego UPA do prowadzenia rozmów z Armią Krajową (chodziło o WiN). Sztendera pisał, że kilka dni po rozmowach [z winowcami] w Choroszczynce „Płastun” i kierownik Nadrejonu Podlaskiego „Chmara” wpadli w ręce UBP wraz ze sprawozdaniem z tych rozmów [z AK]. Niżej znalazł się przypis o tym, że w kontaktach z WiN „Płastun” używał pseudonimu „Kryha”. Sztendera podzielił swą wiedzę o Biłym na kilka przypisów, co spowodowało, że postać ta stała się słabo czytelna.

W opublikowanym w tym samym tomie „Litopysu UPA” sprawozdaniu podlaskiego nadrejonowego referenta OUN Iwana Romaneczki „Wołodii” o rozmowach w Choroszczynce co do „Płastuna” znalazła się arcydziwna treść. Romaneczko kilka dni po spotkaniu z winowcami pisał, że Jeszcze gdy koledzy „Chmara” i „Płastun” byli na wolności, dokładnie omówiliśmy wszystkie ewentualne kwestie naszych [przyszłych] negocjacji. Nieco niżej stwierdzał jednak: [potem] od nas [na rozmowy] poszli: […] kolega „Płastun” jako „Kryha”. Romaneczko w obrębie tego samego sprawozdania popełnił dwa błędy: w tym czasie „Płastun”-„Kryha” nie był na wolności, więc nie mógł brać udziału w spotkaniu z WiN. Powody błędu nie są znane, ale Romaneczko ukrył to, że „Kryha” z rozmów z winowcami nie był tożsamy z „Płastunem”, bo ten został aresztowany.

Teraz można wskazać błąd Sztendery: Jarosław Biły „Milko”-„Płastun”-„Kryha” został aresztowany 16 października 1945 roku. Pracownicy UB we Włodawie, Adam Wojtiuk, Grzegorz Myszczuk i Bazyli Kowalczuk (wszyscy wywodzący się z dawnych unitów Cerkwi ruskiej), w protokole pisali: W dniu 16 października 1945 r. […], będąc w terenie gminy Sławatycze celem ujęcia bandy UPA, zaszliśmy do wsi Lacka do ob. Lewickiego Adama, który był obecny w swojej stodole. Na zapytanie, czy jest kto w mieszkaniu odpowiedział, że nie ma. Ja wraz z powyższymi skierował się do mieszkania. Lewicki oświadczył, że za swoje mieszkanie nie gwarantuje. Padło podejrzenie, że w mieszkaniu znajdują się bandyci. My obskoczyli mieszkanie i dali kilka strzałów po strychu, skąd usłyszeli głos: nie strzelajcie, my się poddamy. […] Banda krzyczała ze strychu, że broń złożymy tylko Sowietom. Wysłali na strych żołnierza sowieckiego. Bandyci zeszli i złożyli broń Sowietom, było ich 3, które to brali udział w operacji. Zatem Sztendera się mylił: Biły ani jako „Płastun”, ani jako „Kryha” nie mógł uczestniczyć w spotkaniu z WiN na kolonii Choroszczynka w nocy z 27 na 28 tegoż miesiąca, a więc ponad tydzień po swoim aresztowaniu.

Jarosław Biły został przesłuchany jako pierwszy 17 października. Przedstawił się jako pisarz sotni UPA, która z Hrubieszowskiego przybyła na Podlasie. Wspomniał o wydrukowaniu odezwy do AK o spotkaniu w celu porozumienia. W dokumentach, które miał przy sobie w momencie zatrzymania, ubowcy odnaleźli „Pismo do pana komendanta Armii Krajowej”. Nie miał natomiast odpowiedzi pisemnej winowców na swój list z 21 września z propozycją spotkania – w jego dokumentach takowej nie ujawniono. Śledczy o zamierzonym spotkaniu nie miał więc bladego pojęcia.

Jarosław Biły w „Drodze do nikąd”

Od powyższego przesłuchania minęło wiele lat. Opierający się na materiałach UB Antoni B. Szcześniak i Wiesław Z. Szota niczego nie wiedzieli o Jarosławie Biłym. Bazowali wprawdzie na jego piśmie z 21 września 1945 roku, na którym podpisał się jako „Kryha”. W wydanej w 1973 roku „Drodze do nikąd” stwierdzali, że w czasie spotkania przedstawicieli UPA i WiN na Podlasiu Dokonano wymiany poglądów, ale żadnego dokumentu nie podpisano. Potem Sztendera nie zwrócił na to uwagi, twierdził, jak pamiętamy, że Biły miał przy sobie takowy dokument w czasie zatrzymania. Szcześniakowi i Szocie można zawdzięczać więc jedynie wprowadzenie pseudonimu „Kryha” do historiografii porozumień UPA z WiN.  Żadnego błędu nie popełnili, ale też nie grzeszyli personalną ścisłością.

Jarosław Biły w „Panach i rezunach”

Po raz pierwszy do połączenia osoby z pseudonimem „Kryha” doszło w wydanych w 1997 roku „Panach i rezunach”. Grzegorz Motyka i Rafał Wnuk przypisali ten pseudonim Serhijowi Martyniukowi. Według nich był on tym „Kryhą” („Hrabem”), który w 1945 roku wraz z Jurijem Łopatyńskim „Szejkiem” w imieniu UPA i UHWR uczestniczył w rozmowach z AK na przysiółku Żary między Rudą Różaniecką a Lublińcem Nowym. Ściślejszej wiedzy o Martyniuku nie posiadali, podając, że w rozmowach miał brać on udział jako absolwent Liceum Krzemienieckiego. Nie potrafili nawet w przybliżeniu określić miejsca Martyniuka w strukturze OUN, a mimo to posadzili go obok prominentnych reprezentantów UHWR, UPA i WiN; brał udział w wypracowywaniu i podpisywaniu porozumień między AK-WiN a UPA. Motyka i Wnuk nie zadali sobie prostego pytania: jak mogło dojść do tego, że jakiś absolwent Liceum Krzemienieckiego, czyli niemal „nikt” miał wpływać na arcyważne rozmowy polityczne. Nieco dalej wyjaśniali: O atmosferze „wzajemnego zaufania” świadczy fakt, że obie strony, bojąc się prowokacji, podały nieużywane wcześniej pseudonimy. „Hrab” rozmawiał z Polakami jako „Kryha”. Motyka i Wnuk nie podejrzewali, że „Kryha” z listu z 21 września to nie „Kryha” z rozmów w Choroszczynce w nocy z 27 na 28 października.

Jednak Grzegorz Motyka w „Tak było w Bieszczadach” 2 lata później – pomimo braku rzetelnej wiedzy – poszedł dalej. Na Podlasiu nikt inny a właśnie Serhij Martyniuk „Hrab” Zaczął szukać kontaktu z polskim podziemiem. Jego wysiłki doprowadziły do zawarcia w październiku [1945 roku] umowy polsko-ukraińskiej. To nic, że był tylko studentem politechniki…

Jarosław Biły w „Pod znakiem króla Daniela”

Mariusz Zajączkowski nieuważnie czytał 39 tom „Litopysu UPA”. W przeciwnym razie dostrzegłby, że w indeksie osobowym Serhij Martyniuk wystąpił tylko jako „Hrab”, że „Milko” i „Płastun” to inna osoba (obydwa pseudonimy dotyczyły przecież tylko Biłego). Ustalił za to, że niejaki Jarosław Biły został aresztowany 16 października 1945 roku na kolonii wsi Lack: Tego dnia w ręce włodawskiego UB wpadł prowidnyk nadrejonu «Łewada» Jewhen Skrzyński «Chmara». Oprócz niego ujęci zostali także Jarosław Biły «Siry», «Sokyra», w aktach włodawskiej bezpieki określany jako «dowódca zwiadu», i Roman Wawryniuk »Małyj» […]. Mógł połączyć to z informacjami Sztendery o wpadce niejakiego „Płastuna”/„Milka”, ale zamiast tego  nawiązał do rozmów w Choroszczynce. Stwierdził, że wpadka w Lacku to zdarzenie, które mogło zaważyć na losach spotkania z przedstawicielami polskiego podziemia, ale nie wykazał związku z tym, że Biły i dwaj inni jako łącznicy mieli przybyć z Hrubieszowskiego po to, aby przekazać podlaskiemu prowidnykowi Skrzyńskiemu „Chmarze” informacje o podjętej przez „Hraba” próbie nawiązania kontaktu w WiN na Podlasiu. Oczywiście pojawienie się tu Martyniuka-„Hraba” Zajączkowski zawdzięczał „kompetentnemu” Motyce. Powstała taka karkołomna konstrukcja: z Hrubieszowskiego informacja o Podlasiu miała dotrzeć na… Podlasie. Przecież „Hrab” znajdował się wtedy na Podlasiu i nie mógł tak ważnych spraw załatwiać bez wiedzy referenta politycznego OUN też znajdującego się na Podlasiu. Zresztą łącznicy wpadli, wpadł „Chmara”, wpadł Biły a mimo to spotkanie z polskim podziemiem się odbyło. Jak?

W takie szczegóły Zajączkowski się nie wdawał. Intrygi z „Hrabem” vel „Kryhą” nie zauważył. Tylko swej niefrasobliwości„fachowości” zawdzięcza Zajączkowski to, że Martyniuk jako „Płastun”/Milko” został aresztowany 16 października a mimo to… jako „Kryha” wziął udziału w rozmowach z WiN 27 października. Teraz jeden błąd pociągnął dalszy: Martyniuk otrzymał od Zajączkowskiego funkcję zastępcy kierownika Okręgu III OUN, a więc tę, która realnie należała do Biłego. Na tym nie koniec. Ze względu na uleganie sugestiom Motyki z „Panów i rezunów” musiał zmanipulować sprawozdanie Iwana Romaneczki o rozmowach w Choroszczynce, pisząc, że w skład ukraińskiej delegacji wchodzili: zastępca prowidnyka Okręgu III Serhij Martyniuk „Płastun”, „Milko”, „Hrab”, w rozmowach z WiN posługujący się pseudonimem „Kryha”. Mógł zauważyć, że coś jest nie tak, bo Iwan Szamryk we wspomnieniach potraktował „Milka” i „Hraba” jako dwie osoby. Miał za to miejsce postęp w „okradaniu” Biłego, bo to Martyniuk w indeksie osób figurował już w 4 „osobach”; „Płastuna”, „Milka”, „Kryhy”, „Hraba”…  (w rzeczywistości dwa pierwsze to Biły, trzecim posługiwali się – w różnym czasie – Biły i Martyniuk, tylko ostatni należał do Martyniuka).

Jarosław Biły a „UPA i WiN w walce z totalitaryzmem”

W wydanej w 2018 roku książce „UPA i WiN w walce z totalitaryzmem” jako jej redaktor i autor przypisów też popełniłem błąd. Czytając przypisy Sztendery do 39 tomu „Litopysu UPA”, dostrzegłem, że mamy do czynienia z jednością „Płastun”–„Milko”–„Kryha”, ale zinterpretowałem to błędnie. Przyjąłem, że to Biły jako „Kryha” brał udział w rozmowach z WiN. Sztendera wywarł silną sugestię, pisząc, iż „Płastun” został aresztowany dopiero po tych rozmowach. Swoje zrobiło i sprawozdanie Romaneczki twierdzącego, że „Płastun” jako „Kryha” był obecny na rozmowach.

W głowie świtały mi już pewne wątpliwości odnośnie Martyniuka, bo w trakcie pracy nad tą książką ustaliłem, że na zdjęciach z rozmów koło Rudy Różanieckiej w dniu 21 maja 1945 roku pod osobą opisywaną przez Zajączkowskiego i innych jako Serhij Martyniuk należy widzieć Jurija Łopatyńskiego „Szejka” (!). To z kolei pociągnęło podejrzenia co do Podlasia: jeśli „Kryha” znajdował się w areszcie, to ktoś inny musiał się nim stać. Kto? Czy na pewno Serhij Martyniuk? Wątpliwości powziąłem, ale nie wiedziałem, jak je rozwiać i sam się pogrążyłem…

Dopiero po kilku latach zacząłem się zastanawiać: przecież Serhij Martyniuk mógł brać udział w rozmowach we wcieleniu, które miało pseudonim „Kryha”. Należało teraz rozwiązać problem mechanizmu tej „upowskiej metempsychozy”. Pod Rudą Różaniecką w Jurija Łopatyńskiego „wcielili” go historycy, ale jak doszło do tego na Podlasiu…?

A więc jak to zostało zrobione?

We wspomnieniach, które opublikowałem w 5 tomie „Zakerzonnia”, Serhij Martyniuk opowiadał, że Gdzieś w sierpniu prowidnyk „Prirwa” zarządził, aby przerzucić niewielki oddział UPA na Podlasie […]. Zostałem przydzielony do tej grupy, miałem zorganizować wydział propagandy […]. Ważne było to, aby nawiązać kontakty z miejscowym podziemiem polskim, winowcami. W końcu umówiliśmy się odnośnie spotkania, aby nawiązać relacje wzajemne. Nie pamiętam nazwy miejscowości, gdzie się spotkaliśmy: ja i jeszcze dwóch naszych i trzej Polacy. […] Pamiętam, że podczas rozmów zmieniłem pseudonim z „Hrab” na „Kryha”. Martyniuk w cytowanej wyżej rozmowie ze mną oraz późniejszej z Grzegorzem Motyką ukrył to, że w rozmowach UPA z WiN odgrywał rolę „niepewnego elementu”.

Kierownictwo Kraju Zakerzońskiego zaplanowało objęcie Podlasia porozumieniem z poakowską DSZ, a potem WiN. Latem 1945 roku w tym celu został tam wysłany Jarosław Biły „Milko”-„Płastun”. Wysłannik posiadał odpowiednio wysoką pozycję w Kraju Zakerzońskim: był zastępcą referenta politycznego Okręgu III. Biły 21 września jako „Kryha” zwrócił się do WiN z propozycją spotkania, ale 16 października został ujęty przez PUBP. Mimo jego braku jako głównego reżysera i przedstawiciela ponad tydzień później, w nocy z 27 na 28, odbyło się spotkanie z WiN na kolonii Choroszczynka koło Tucznej. Jak?

Uważam więc, że po wypadnięciu z gry Jarosława Biłego „Kryhy” głównym reprezentantem UPA na rozmowach stał się Serhij Martyniuk, który wcześniej nie używał pseudonimu „Kryha”. Teraz to zrobił, bo Jarosław Biły sygnował list do Polaków z 21 września „Kryhą”. Ktoś w kierownictwie OUN i UPA na Podlasiu doszedł do wniosku, że pomimo utraty Biłego należy zachować ciągłość jego pseudonimu „Kryha”. Chodziło o to, aby zjawił się na rozmowach ten, kto podpisał zaproszenie, a więc „Kryha”, bez względu na to, kto fizycznie miałby nim być. Winowcy autora listu z 21 września, czyli pierwszego „Kryhy”, na żywe oczy nie widzieli, więc Martyniuk łatwo mógł się nim stać. Zamiana była niezbędna, aby ukryć przed nimi areszt Biłego, bo mogło to skompromitować UPA tuż przed rozmowami, wywołać bardzo poważne podejrzenia o prowokację, gdyż „Kryha” mógł przybrać trzecią postać: agenta UB. W konsekwencji porozumienie nie zostałoby zawarte.

Jasne, iż Martyniuk wiedział, że na tych rozmowach nie był tym „Kryhą”, za którego się podawał. Znał Jarosława Biłego, dobrze wiedział o inicjatywie rozmów z polskim podziemiem. Biły informował go o swych działaniach, bo Martyniuk miał doświadczenie z rozmów spod Huty Różanieckiej i Biły zapewne planował jego udział w rozmowach na Podlasiu.

„Hrab” i „Kryha” z rozmów w Choroszczynce to jeden i ten sam, żywy, realny Serhij Martyniuk. Wziął na siebie olbrzymią odpowiedzialność. Zamiana Jarosława Biłego „Kryhy” na Serhija Martyniuk „Kryhę” – dotąd nie wiadomo, przez kogo została zainicjowana i zatwierdzona. Na konsultacje z Jewhenem Sztenderą „Prirwą” w dalekim Hrubieszowskim nie miał czasu lub nie chciał odwlekać terminu arcyważnego spotkania. W razie niepowodzenia rozmów, jakiejś wpadki czy prowokacji i ewentualnych strat w ludziach Martyniuk zapłaciłby bardzo drogo… Złożyło się inaczej, rozmowy przebiegły szczęśliwie dla obydwu stron. Drugie wcielenie Jarosława Biłego „Kryhy” działało bez zarzutu.

Postscriptum

Casus „Kryhy” dużo mówi o jakości historiografii. Opisuje historyków, którzy nie sprawdzają, ale piszą tak, jakby wiedzieli na pewno. Badacze, autorzy kilku książek nie dostrzegli sytuacji, która prosiła się o sproblematyzowanie. Skutki były żałosne, ale też  w zapomniane popadł sam Jarosław Biły. Można więc przypomnieć, że Jarosław Biły, syn Iwana i Anny, urodził się 14 października 1922 roku we wsi Żuków, gmina Płazów, powiat Lubaczów. Pochodził z rodziny greckokatolickiej, posiadającej 4 hektary ziemi. Ukończył szkołę podstawową, uczył się też w gimnazjum ukraińskim. Jego starszy brat Iwan został zamordowany w Cieszanowieprzez AK  6 grudnia 1943 r. Mimo to niedługo potem Jarosław zainicjował porozumienie z polskim podziemiem: potrafił polityczne racje nadrzędne postawić wyżej od osobistego dramatu.

Po ujęciu w śledztwie prowadzonym przez PUBP we Włodawie nie ujawnił swej funkcji w OUN i działalności na Podlasiu. Został więc oskarżony o to, że jako „Sokyra” i „Siry” „ […] przystąpił w połowie lipca 1945 roku do organizacji UPA zawerbowany przez „Czyża” w jego własnym domu. W tejże organizacji UPA występował czynnie z bronią w ręku – automatem MP I nr 4657. Funkcję pełnił w sotni jako osobisty sekretarz dowódcy sotni „Czyża” na równych prawach z dowódcą drużyny”. Na  podstawie powyższego Jarosław Biły miał dopuścić się przestępstwa przewidzianego w art. 4 i 8 Dz. Ust. RP [Dekret] o Ochronie Państwa. Po zakończeniu śledztwa i przygotowaniu aktu oskarżenia przewieziony został do więzienia w Chełmie. Rozprawa przed Wojskowym Sądem Garnizonowym w Chełmie odbyła się 30 listopada 1945 roku. W jej trakcie Jarosław Biły nie przyznawał się do winy, twierdząc, że „działał pod wpływem gróźb ze strony UPA”, „do UPA wstąpił pod przymusem”. Sąd nie dał mu wiary, uznał, że od 15 lipca do 16 października 1945 roku był członkiem „leśnej organizacji UPA” i skazał na karę śmierci. Wyrok wykonany został przez rozstrzelanie 5 stycznia 1946 roku w Chełmie. Jego ciało nie zostało odnalezione.

Na cmentarzu greckokatolickim w Żukowie jest mogiła. Napis głosi, że spoczywają w niej Iwan Biły (1920–1943) oraz Jarosław Biły (1922–1946)…