Wołyń ’43. Po tamtej stronie przemocy

Historiografia doczekała się dzieła na miarę tego, czym obecnie dla pamięci historycznej części Ukraińców i Polaków jest wołyńska tragedia w 1943 r. Niedługo ukaże się bowiem II wydanie pracy Iwana Puszczuka „Wołyniany pro Wołyń–43”: ukrajinśka pamiat’ pro polśku ekspansiju na Ukrajinśkyj Piwnicznyj Zachid u 1938–1944 rr”. W tłumaczeniu na język polski ten nieco za długi tytuł brzmi następująco: „Wołynianie o Wołyniu `43: ukraińska pamięć o polskiej ekspansji na Ukraiński Północny Zachód w latach 1938–1944”.

Wydaje się, że mamy do czynienia z dziełem epokowym. Chodzi bowiem o podsumowanie wydanych wcześniej 10 tomów relacji zaczynających się od słów „Trahedija ukrajinśko-polśkoho protystojannia na Wołyni 1938–1944 rokiw”, po których następuje nazwa rejonu zgodnie z podziałem administracyjnym Ukraińskiej SRR. Można je przetłumaczyć jako: „Tragiczny konflikt ukraińsko-polski na Wołyniu w latach 1938–1944” w rejonie takim a takim.

Krótko rzecz ujmując, stało się to, czego rząd Rzeczpospolitej Polskiej i dowództwo AK w latach wojny i po niej nie oczekiwały: milczący przemówili. Historyk z Łucka zapisał ponad 7 000 relacji, z czego udostępnił ponad połowę, jednak ciężar tych wspomnień na zawsze będzie spoczywać na mordercach wołyńskich Ukraińców działających w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej.

Historyków ograniczających się do analizy dokumentów rządu RP lub UPA w parze z wołyńskim dziełem Władysława i Ewy Siemaszków czeka zatem ogrom pracy. Iwan Puszczuk wprowadza bowiem w obieg naukowy materiał o bogactwie treści nieporównywalnie większym od wszystkich znanych dotychczas świadectw pamięci ludzkiej (rozumiem pod nią zarówno wspomnienia pisane czy nagrane po latach, jak i pisane w 1943 r. na gorąco, ale także z pamięci,  dokumenty OUN, UPA, AK, Delegatury Rządu na Kraj czy innych).

Oznacza to, że badania, aby mieć status naukowych, muszą zacząć się od nowa i w inny niż dotychczas sposób – nienacjonalistyczny. Kanoniczne dla badań historyków polskich dzieło Siemaszków „Ludobójstwo dokonane na ludności polskiej ……..” nie może już pełnić roli dokumentu ostatniej instancji, bo zaistniały w przestrzeni publicznej wspomnienia ukraińskich świadków. Ich treść jest przerażająca, ponieważ ukazują spustoszenie  wyrządzone przez jednostronną pamięć polskich ofiar Wołynia. Ta czarno-biała pamięć zabiła o wiele więcej Ukraińców niż AK czy Polacy na służbie hitlerowców czy sowietów – naród ukraiński zmieniła w morderców. Podawana przez polityków, media i historyków polskich jako jedyna możliwa, sensowna i wartościowa, zelektryzowała umysły niekrytyczne, niesamodzielne, sprowadzające świat do jednego narodu, za wszelką obwinianiające tylko drugą stronę.

Łucki zbieracz pamięci Iwan Puszczuk dokonał fundamentalnej zmiany: w ciągu 20 lat pracy w każdej wsi wołyńskiej, kolonii i przysiółku zebrał po 2 relacje świadków. Zapisał dane nie tylko ukraińskich, ale i polskich ofiar. Świadkom przedstawił dane z pracy Siemaszków, pytając, czy wymienione w niej polskie ofiary mieszkały w ich wsi, czy na pewno zostały zamordowane i przez kogo.

W świetle materiałów Iwana Puszczuka dotychczasowa polska historiografia wołyńska to klęska zdrowego rozsądku i wierności zasadom naukowego krytycyzmu. Najgorsze, że jest to klęska humanizmu, bowiem nie ludzka tragedia, a totalitaryzm endecki i kresowy ukazał w nich swą potworną twarz. Analogiczne operacje ideologiczne na ludzkim umyśle przeprowadzały III Rzesza i Związek Radziecki.

W najbliższym czasie przybliżę wyniki pracy Iwana Puszczuka – fragmenty niektórych relacji ukraińskich świadków w tłumaczeniu na język polski. Jestem w pełni świadom i postuluję, aby historycy zweryfikowali te relacje w oparciu o dokumenty i relacje polskie, dokumenty ukraińskie, dokumenty służb niemieckich i sowieckich partyzantów. Wołyń jest bowiem czworokątem, a nie linią biegnącą w jednym „pożądanym” kierunku…