Z banderówką za pan brat

Grzegorz Dżus, Banderowka, Warszawa 2020, ss. 476.

„Zdrada” Grzegorza Dżusa

Przeczytałem „Banderowkę”, nowość na rynku wydawniczym, tekst nadzwyczajny – akt zdrady. W tej książce mamy bowiem do czynienia ze wspomnieniami Ukrainki wysłuchanymi przez Polaka. Ukrainka opowiada, a Polak jej wierzy i wspomnienia wydaje jako książkę. Według rządu Rzeczpospolitej Polskiej taka umowa polsko-ukraińska nigdy nie powinna zostać zawarta. Jest zdradą. Polak nie może bowiem uwierzyć Ukraince, że RP składała się z ludzi i podludzi, że Ukrainka widziała mordy Wojska Polskiego i Milicji Obywatelskiej na ludziach, że RP jest złodziejem wszystkiego, co miała jako człowiek. Nie zdołała ukraść tylko jej pamięci, ale za to uczyniła wszystko, aby ją unieważnić, uniemożliwić. Tymczasem „zły Polak” Grzegorz Dżus, wypuścił te wspomnienia na wolność. Zrehabilitował banderówkę…

Od razu przypomina mi się fragment z Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, poety pochodzącego z jednej z lubaczowskich wsi:

w poezji nie muszę się już starać
odkąd zrehabilitowałem banderówkę

Tkaczyszyn-Dycki poczuł się wolny po tym, jak wprowadził do swych wierszy temat swojej ukraińskiej matki. Nie wyparł się jej, chociaż tak wielu chętnie nazwałoby ją – i jego „banderowskie” odtąd wiersze – tym „czarującym” słowem. Teraz jej syn właśnie dzięki tej osobistej „rehabilitacji” pisze tak, jak chce,

Z tego powodu i „Banderowkę” czytałem z radością. Nie zawiodłem się od pierwszej do ostatniej strony tych wspomnień Emilii Moszczańskiej Kosiur Niewęgłowskiej o sobie samej w czasie, gdy mieszkała w jarosławskiej wsi Łazy. Warto podać genezę tytułu książki. „Banderowką” nazwała autorkę wspomnień polska nauczycielka, która uznała za swoją własność wszystko, co zastało zaraz po wojnie w mieszkaniu Emilii w Radymnie. Sytuacja zupełnie podobna, jak z majątkiem żydowskim, zajmowanym przez nowych polskich „właścicieli”. I stosunek podobny, tyle że słowo inne, choć nie mniej „parchate”… W tym świetle dobrze widać podstawy ekonomiczne negatywnego stosunku do Ukraińców w Polsce. Wynikają one z potrzeby obrony zagrabionego majątku poukraińskiego. Banderówek i banderowców jest Polsce mniej więcej tyle, ile setek tysięcy hektarów ich ziemi i tysięcy ich budynków otrzymali od państwa nowi polscy „właściciele”. To państwo tworzy to zło.

Głębia

Na podstawie głębokich emocji, nieprzedawnionych dla żadnej ze stron dialogu, zawarta została umowa lojalności między autorką wspomnień a autorem książki Grzegorzem Dżusem. Ten ostatni ani razu jej nie naruszył i jeśli coś dopisywał, uplastyczniał, to w zgodzie z napięciami czasu mienionego przedstawionymi mu przez sugestywną autorkę. Szukałem znanych mi już odpowiedników. Inna książka, napisana w imieniu czyjejś pamięci osobistej, to „Łemkowska odyseja” Andrzeja Priadki z 2016. „Banderowka” też stoi na pograniczu stylów i gatunków, podobnie zawiera w sobie, co konstatował Zbigniew Libera odnośnie „Łemkowskiej odysei”, powieść historyczną, dokument historii mówionej z dziedziny historii lub etnografii, pewien sposób mówienia i typ „kultury pisma”.

Mamy w książce trochę zamieszania. Z jakiegoś powodu Grzegorz Dżus przypisał sobie opowieść Emilii, bowiem to jego nazwisko widnieje na stronie tytułowej, podczas gdy narrację prowadzi pamięć i wyobraźnia rzeczywistej Autorki. Mamy „autora” książki jako papierowej formy i Autorkę treści. Czy to logika przywłaszczenia doprowadziła do tego, że „autor” o Autorce  nie napisał ani słowa? Jej biogram powinien się w wydaniu znaleźć. Możliwe, że zawiniła tu firma rozpisani.pl, z której usług wydawniczych skorzystał „autor”? Są to bowiem błędy edytorskie. Być może „autor” w swoim czasie opowie, z jakich źródeł pochodziły konkretne treści : z rękopisu Emilii? Z zapisu dźwiękowego? Co spisał z jej słów? Co z własnej pamięci? Co dodał z własnej wyobraźni?

Z „Banderowki” wyławiam o Autorce to, że Emilia, córka Barbary (z Łozowskich) i Mikołaja Moszczańskiego, urodziła się w 1921 roku w Łazach. Jej ojciec był wysokiej klasy specjalistą-budowniczym. Matka zajmowała się gospodarstwem. W 1939 roku ich córka wyszła za mąż za łazianina Antona Kosiura, który potem zginął na wojnie. Była świadkiem II wojny światowej oraz okropieństw lat powojennych przyniesionych do Łazów przez politykę państwa polskiego wobec Ukraińców. W 1947 roku rząd RP wygnał Emilię z Łazów do województwa olsztyńskiego.

Ogrom zapamiętanych i zabranych ze sobą przeżyć Emilii Moszczańskiej przytłacza… Skoncentrowała się tylko na  swojej rodzinie. A gdyby chciała sięgnąć pamięcią po historie sąsiadów, znajomych? Tysiące stron… Tylu nawet Grzegorz Dżus nie potrafiłby zapisać. A szkoda.

Konfrontacje

Bardzo cenne światło omawiana książka rzuca na inną, też poświęconą Łazom: „Село Лази” (Wieś Łazy) Myrona Łozowskiego wydaną na Zachodzie w 1988 roku. Pamięć Moszczańskiej skoncentrowana jest na wojnie i powojniu, czemu Łozowski niemal nie poświęcił uwagi. W warunkach emigracyjnych nie natrafił na kogoś podobnego do Emilii, a sam swoich wspomnień o tym okresie nie mógł posiadać – w 1944 roku wyjechał ze wsi. A zatem to do „Banderowki” należy dziś słowo ostatnie.

Jeśli dokonać kilku porównań, to: obydwa wydania – przy czym Łozowski przy pomocy wspomnień innej osoby: Wasyla Czornego – zgodnie podają, że na Wielkanoc 1945 roku w trakcie obrony wsi przed napadem polskiej bandy rabunkowej zginął Wołodymyr Manczak („Село Лази”: s. 158; „Banderowka”: s. 283).

Łozowski i Dżus zgodnie podają datę następnej greckokatolickiej Wielkanocy w 1946 roku. Wtedy MO (zapewne z Laszek) żywcem spaliło Iwana Kobarynkę („Село Лази”: s. 160 i data 11 kwietnia 1946 roku; „Banderowka”: s. 347, data 18 kwietnia 1946 roku).

Co w książce zwraca uwagę od strony nie tak wydarzeniowej, jak serii wydarzeń układających się w proces? Mamy ciąg skutkujący powolnym zanikiem wsi, np. koniec parafii, brak szkoły, wyludnianie wraz z wygnaniem na Ukrainę, coraz mniejsza zasobność gospodarstw i możliwość przeżycia ludzi, ciągłość różnorodnych form terroru państwowego wobec wsi, w końcu powstanie i formy związku między Łazami a UPA. Poddana temu naciskowi psychika Emilii to jeden kłąbek złych przeżyć, w książce prawie nie ma weselszych kart.

Oto paradoks wojny po wojnie: zmiana władzy w 1944 roku i jej tragiczne następstwa. Okupant niemiecki wraz z towarzyszącym mu porządkiem został zamieniony przez władzę, której okrucieństwo przewyższało wszystko, co wcześniej pokazali w Jarosławskiem Niemcy. Jednak okupacja realizowana wobec Ukraińców przez organy RP takie jak WP i MO w porównaniu z okupacją niemiecką to dwa inne światy. Znaczenie słowa „okupant” zmieniało się. Można okupować państwo, ale można okupować społeczeństwo. Do dziś tylko przemoc nazewnicza państwa pozwala utrzymać się temu stanowi umysłu, który uznaje Rzeczpospolitą Polską za wyzwoliciela i obrońcę. Na szczęście pamięć Emilii zarejestrowała coś innego. Dlatego jej świadectwo jest tak ważne.

Dopisane?

„Banderowka” to arcyciekawy i rzadki przykład tekstu zapośredniczonego: Emilia skierowała swą pamięć do uważnego słuchacza Grzegorza Dżusa. Ich współpraca układała się znakomicie, zresztą wydaje się, że obydwie pozycje – narratora mówiącego i narratora piszącego – zbiegały się w ich psychologicznym podobieństwie, jakimś pokrewieństwie sposobu dziedziczenia.

Fragmenty jego narracji są dla mnie dosyć czytelne, ponieważ sam wysłuchałem wielu opowieści i żadna nie dostarczyła takich opisów, jak ta o zmaganiu się Włodka Moszczańskiego z czołgiem (rozdział Włodek i Goliat, s. 289–293) czy spaleniu Iwana Kobarynki. Tekst Dżusa najczęściej umiejscowiony jest na poziomie nie mikro-, a makrohistorii. Dżus, „wierny poddany” pamięci Emilii, zadowalająco odwzorował szczegół, ale niekiedy nie umiał poradzić sobie z tzw. wielką historią, tą odpersonalizowaną. I tak na str. 8 pojawiają się – według mnie – jego rozważania o prehistorii Łazów, a wraz z nimi Piastowie przed Rurykowiczami, Polska przed Rusią/Ukrainą. To wtręt. Nie tak wychowywano młodzież w Łazach. To nie mieści się w kanonie przekazu historycznego Ukraińców z Nadsania. Wątpię, aby pani Moszczańska, będąc wychowanką miejscowej parafii i czytelni „Proswity”, mogła się tak wyrazić. „Poddany” przestaje być jej wierny, to on – wychowanek współczesnej szkoły polskiej – sam uważa, że polska przeszłość Łazów jest czemuś lepsza od ukraińskiej, inaczej mówiąc: Emilia i jej przodkowie od wieków mieszkali w Polsce, tyle że przez „niedopatrzenie” dziejów 100 kilometrów terenu od Przemyśla po Leżajsk było ruskich/ukraińskich. W kontekście wydarzeń z lat 40. XX wieku przywołanie Piastów może mieć duże znaczenie: uzmysławia czytelnikowi, kto od początku miał rację i postępował w samoobronie, a kto był agresorem. Jest to zarazem miejsce sporu: w tym miejscu Grzegorz Dżus zanegował możliwość istnienia więzów historycznych między Emilią Moszczańską XX wieku a Rusia/Ukrainą X wieku.

Faktografia autorstwa Dżusa jest niekiedy wadliwa, niekonkretna, ale też może wynikać z materii, którą jest historia mówiona. Czy to sama Emilia powiedziała, że cerkiew w Radymnie zniszczyła rosyjska artyleria w czasie I wojny (s. 46), czy wykoncypował to „autor”? – przecież to zrobiły władze RP po II wojnie.

Wspomnienia nie zostały jednak ocenzurowane, a jedynie zredagowane. Przytaczane fakty i przeżycia są zupełnie wiarygodne, stanowią wyśmienite źródło konfrontacji z suchym językiem dokumentów i pomagają je rozumieć, wyobrażać sobie przeszłość. „Autor” nie usunął żadnej konstatacji czy faktów o ukraińskiej polityce Rzeczpospolitej Polskiej, o akowcach, upowcach, oddziałach Wojska Polskiego, mordach na Ukraińcach w Łazach po wojnie czy 2 Polkach zamordowanych w Laszkach najprawdopodobniej przez bojówkę Służby Bezpieczeństwa OUN.  

Kryterium jakości pracy „autora” oceny jest jasne: stosunek do UPA. Gdyby chciał coś ukryć, to dzisiejsza atmosfera w Polsce co do UPA lekko skłoniłaby go do współpracy z rządem i tzw. masową opinią publiczną. Jednak Grzegorz Dżus nie kolaborował z tymi czynnikami: UPA zaistniała tak, jak widziała ją Emilia, przeważnie dobrze, ale nie bez żalu. Zaczyna się na stronie 215 wzmianką o łazianach, którzy nie zdążyli uciec do lasu przed poborem do Armii Czerwonej. Następnie tekst aż do strony 435 pokazuje obecność Emilii w centrum wydarzeń ogniskujących się wokół oporu UPA przeciw terrorowi WP i MO, przeciw wygnaniu Ukraińców do ZSRR.

W tym okresie jej brata Wołodymyra spotkała tragedia. Ze zdobycznym karabinem maszynowym sam stanął przeciwko karnej ekspedycji wojskowej, potem wstąpił do UPA i… został zabity przez swoich, bo nie chciał oddać broni, którą władał jak mało kto i był do niej po żołniersku przywiązany.

Znalazło się w wydaniu wiele fotografii – bezcennych, jak i wspomnienia. Dużo zdjęć rodzinnych, z życia kulturalnego Łazów, publikowanych po raz pierwszy. 

„Banderowka” zaskakuje, bo od jakiegoś czasu takie wielkie obrazy memorialne należą do rzadkości. Wydawało się, że czas wspomnień minął. Na szczęście chociaż niekiedy jest inaczej i pamięć ludzka wzbogaciła się o pozycję znakomitą, unikalną psychologicznie i stylistycznie, odrzucającą wielkie ideologie, skoncentrowaną na jednostce. Polecam ją każdemu, kogo nudzi historiografia zamawiana przez państwo, gdzie wszystko od początku do końca zdąża w jednym „prawidłowym” kierunku.

Grzegorz Dżus, Banderowka, Warszawa 2020, ss. 476.

Teks powstał na prośbę Andrija Czornego, dawnego mieszkańca Łazów.